Burgery, hot-dogi czy drożdżówki w menu młodego człowieka to wyjątkowo zły pomysł. Według nowych badań skutkiem mogą być nie tylko nadprogramowe kilogramy, ale też alergie, choroby metaboliczne, gorzej rozwinięty mózg.
Naukowcy z London School of Hygiene and Tropical Medicine na łamach znanego pisma „The BMJ” przedstawili nietypowe ostrzeżenie. Chodzi o internetowy serwis Beano przeznaczony dla dzieci w wieku od 6 do 12 lat, który od momentu otwarcia w 2016 roku odwiedziło już prawie 50 mln młodych użytkowników. Co się nie podoba naukowcom? Mają zastrzeżenia odnośnie prezentowanych na stronach serwisu treści z firmami sprzedającymi żywność szczególnie bogatą w tłuszcz, cukier i sól, czyli tzw. śmieciowe jedzenie. Serwis twierdzi, że nie robi nic złego, jednak naukowcy uważają, że tego typu przekazy mogą mocno zaszkodzić. Nie o ten konkretny serwis należy się jednak martwić, ale raczej o to, w jakim stopniu z tzw. junk-foodem dzieci i młodzież mają kontakt przy różnych okazjach. Badania wskazują bowiem, że taka żywność stwarza dla młodych osób szczególne zagrożenia.
Epidemia uczuleń
Jak na przykład przekonują naukowcy z Uniwersytetu w Neapolu, śmieciowe jedzenie przyczynia się do prześladującej dzieci epidemii alergii. Badacze obserwowali trzy grupy dzieci w wieku od 6 do 12 lat – z alergiami pokarmowymi; uczuleniami związanymi z układem oddechowym oraz bez takich schorzeń. W organizmach młodych ochotników z alergiami pokarmowymi naukowcy znaleźli większe stężenie substancji silnie związanych z konsumpcją fast-foodów, w porównaniu do dzieci z alergiami oddechowymi czy bez żadnych uczuleń.
Wspomniane związki to tzw. końcowe produkty glikacji (AGEs), które powstają z białek i tłuszczów w reakcjach z cukrami.
„Jak dotąd istniejące hipotezy na temat alergii pokarmowych nie wyjaśniały dobrze obserwowanego w ostatnich latach dramatycznego wzrostu liczby przypadków. Pochodzące z żywności AGEs mogą stanowić brakujące ogniwo. Nasze badanie z pewnością wspiera tę hipotezę. Teraz potrzebujemy kolejnych prac, aby ją potwierdzić. Jeśli się to uda, wzmocni to pozycję rządów, które wprowadzają ograniczenia konsumpcji śmieciowego jedzenia wśród dzieci” - podkreśla główny autor badania, Roberto Berni Canani.
Naukowcy ostrzegają, że wysokie stężenia wspomnianych substancji wiązano już także z rozwojem innych chorób, w tym cukrzycy, miażdżycy i zaburzeń neurologicznych, a znaczenie junk-foodu dla otyłości jest oczywiste.
Śmieciowe jedzenie nie wpływa dobrze na mózg
Naukowcy odkrywają jeszcze inne korelacje. Zespół z University in Melbourne, na łamach numeru specjalnego pisma „Birth Defects Research”, po przeanalizowaniu dotychczasowych badań, stwierdził, że śmieciowe jedzenie szkodliwie wpływa na mózgi młodych ludzi. „Ponieważ kluczowy system neuroprzekaźników w mózgu, odpowiedzialny za kontrolę i motywację, w okresie nastoletnim nadal się rozwija, odżywianie się głównie śmieciowym jedzeniem może negatywnie wpłynąć na zdolność do podejmowania decyzji, nasilić zachowania związane z szukaniem przyjemności oraz dodatkowo promować złe nawyki żywieniowe w dorosłości” – twierdzi dr Amy Reichelt, autorka analizy.
W tym samym numerze wspomnianego periodyku ukazał się inny przegląd badań związany z rozwojem mózgu młodych osób. Otóż eksperci z Northern Kentucky University zauważyli, że także napoje energetyzujące mogą zaburzać rozwój mózgu.
„Przeprowadzony przez nas przegląd wskazuje, że nie wiemy wystarczająco wiele na temat wysokiego spożycia napojów energetycznych i znajdujących się w nich składników w krytycznym okresie rozwoju mózgu ssaków. Nasze nowe odkrycia odnośnie nastolatków i młodych dorosłych myszy wystawionych na działanie wysokiego stężenia tauryny wskazują, że może pojawić się negatywny wpływ na procesy uczenia się, zapamiętywania, a także tendencje do większego spożycia alkoholu u płci żeńskiej” - mówi dr Christine Curran, autorka opracowania.
Uwaga na reklamy
Powstaje więc pytanie, co robić? Po pierwsze warto przyglądać się, z jakimi treściami dziecko ma kontakt. Jak np. zauważyli eksperci z Cancer Research UK, nastolatki, które spędzają ponad trzy godziny na oglądaniu telewizji dziennie, zjadają dużo więcej niezdrowych przekąsek. Naukowcy winią „bombardowanie reklamami”. Pod ich wpływem młode osoby mają konsumować rocznie nawet 500 wspomnianych produktów więcej. Mowa np. o chipsach, ciastkach czy słodkich napojach. Badacze doszli do swoich wniosków na podstawie ankiet przeprowadzonych w grupie ponad 3 tys. osób w wieku od 11 do 19 lat. Kiedy dzieci i młodzież oglądała programy bez wspomnianych reklam, związek ze spożyciem junk-foodu znikał.
„To, jak dotąd najsilniejszy dowód na to, jak bardzo reklamy śmieciowego jedzenia mogą zwiększyć jego konsumpcje wśród nastolatków. Nie twierdzimy, że każdy nastolatek oglądający telewizyjne reklamy zacznie się objadać junk-foodem, ale nasze badanie sugeruje silną korelację między reklamami i zwyczajami żywieniowymi” - podkreśla główna autorka badania, dr Jyotsna Vohra.
Nie bez znaczenia są też warunki, w jakich dziecko się wychowuje. Już od dłuższego czasu specjaliści wiążą doświadczany na początku życia stres z późniejszą otyłością. Wiadomo też, że stres nasila apetyt. Jak wskazał projekt badawczy przeprowadzony na University of Alberta z udziałem ponad 300 ochotników, trudna, stresogenna sytuacja ekonomiczna doświadczana w dzieciństwie skłania do zajadania się niezdrową żywnością i co gorsza, skłonność ta utrzymuje się jeszcze do dorosłego wieku.
„Nie wiedzieliśmy dotąd, że stresogenne warunki doświadczane w dzieciństwie mogą ustawiać mózg tak, że pożąda wysokoenergetycznych pokarmów przez resztę życia” - podkreśla dr Qi Guo, autor badania.
„Nie jedz słodyczy” nie wystarczy
Dobrze też mieć na uwadze sposób, w jaki się z dzieckiem rozmawia o niezdrowym jedzeniu. Podobnie, jak „nie garb się” często nie wystarczy w przypadku wad postawy, tak „przestań jeść słodycze” może nie uratować młodego człowieka przed zgubnymi skutkami junk-foodu. Dobrze pokazało to niewielkie badanie przeprowadzone na University of Michigan. Naukowcy zauważyli, że matki otyłych dzieci częściej stosują bezpośrednie polecenia typu: „Więcej nie jedz” czy: „Zjedz tylko jedno”. Dzieci zdrowsze były natomiast częściej prowadzone przez matki w sposób bardziej pośredni. Mogły np. usłyszeć „To już za dużo, nie zjadłeś jeszcze obiadu”.
„Obecne wskazówki odnośnie zapobiegania otyłości niczego nie mówią na temat sposobu, w jaki matki powinny rozmawiać z dziećmi o ograniczaniu jedzenia - podkreśla dr Megan Pesch, autorka badania. - Pośrednie czy subtelne komunikaty wydają się nie działać tak dobrze w całym rodzicielstwie. Bezpośrednie stwierdzenia zwykle są dla dzieci łatwiejsze w interpretacji i zrozumieniu nakładanych ograniczeń. Jednak w przypadku rozmów na temat jedzenia i wagi widać większą wrażliwość” - dodaje ekspertka.
Naukowcy podkreślają, że to pionierskie badanie i potrzebne są dalsze eksperymenty, aby lepiej ten temat zrozumieć, ale być może warto próbować różnych podejść.
Ważne emocje, przekazanie wiedzy to za mało
Skuteczne może być więc raczej bardziej kompleksowe podejście., na co wskazał także projekt o nazwie „Happy Life, Healthy Heart” przeprowadzony w brazylijskim Instytucie Kardiologii Rio Grande do Sul. Z prawie 500 uczniów w wieku od 6 do 12 lat i 32 nauczycieli z 10 szkół, część nauczycieli przeszła specjalne szkolenie na temat czynników ryzyka chorób serca u dzieci, diety, aktywności fizycznej, różnego typu prozdrowotnych nawyków a także radzenia sobie z emocjami. Później prowadzili oni odpowiednie zajęcia w klasach, poświęcając jeden tydzień na jeden temat. W grupie kontrolnej nauczyciele nie wzięli udziału w specjalnych szkoleniach, a uczniowie uczestniczyli tylko w tradycyjnych lekcjach przekazujących wiedzę o zdrowym żywieniu.
W grupie objętej programem liczba uczniów, którzy zgodnie z oficjalnymi zaleceniami ograniczyli ilość spożywanych fast-foodów i niezdrowych napojów wzrosła odpowiednio o 15 i 20 proc.
„Dzieci w obu grupach - objętej interwencją i w grupie kontrolnej - podniosły poziom swojej wiedzy. Jednak tylko te w grupie objętej programem zmieniły swoje zachowania związane z jedzeniem. Wskazuje to, że samo przekazywanie informacji nie prowadzi do poprawy stylu życia. W naszym badaniu program łączący informowanie z zabawą i wsparciem emocjonalnym przyniósł korzyści zarówno uczniom jak i nauczycielom” - mówi autorka badania, Carolinne Santin Dal Ri.
Jednocześnie prawie o 30 proc. wzrosła liczba aktywnych fizycznie nauczycieli. O tym autorzy projektu już nie wspomnieli, ale z pewnością dbanie o własne zdrowie przez dorosłych przyniesie im korzyści, a jednocześni wskaże przykład młodszym pokoleniom. A one, oprócz tego, że staną się zdrowsze, prawdopodobnie przekażą dobre nawyki kolejnym.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie