Nerki chorują po cichu, nie bolą. To dlatego, choć są chore u ponad 4 milionów Polaków, świadomych tego jest zaledwie 4 proc. z nich! Tymczasem przewlekła choroba nerek (PChN) daje 100 tys. przedwczesnych zgonów rocznie.
Ma 60 lat, nie pali, jest szczupły, dba o zęby. Raz w roku robi solidny przegląd stanu zdrowia. A przede wszystkim zwyczajnie lubi siebie. Mimo to dopada go agresywna choroba autoimmunologiczna nerek charakterystyczna dla osób młodych.
W kwietniu bada poziom kreatyniny, który wynosi 1,2. Ale zaczyna czuć się coraz gorzej. Bolą go plecy. Tłumaczy sobie: "Ok, chłopie, masz prawie 60 lat, cudów nie ma, musi boleć, skoro harujesz, jakbyś miał lat 28". Gdy pracuje w ogrodzie, coraz częściej zaczyna szukać miejsca, żeby przycupnąć, położyć się.
Na twarzy wyskakują mu ciągle wypryski. Usprawiedliwia to: może znów jakieś okropne fluidy nam nakładają. Swędzi go skóra głowy, tłumaczy sobie: w czym piorą te kostiumy teatralne.
Piotr Polk, aktor teatralny i filmowy, obecnie ambasador kampanii społecznej "Otwórz Serce na Nerki" puka się w nerki, nic nie boli. Ale i tak robi kontrolne USG. Pokazuje ono zaledwie drobne guzki, którymi nikt się nie przejmuje. Tymczasem choroba rozwija się w najlepsze. Piotr częściej zaczyna oddawać mocz. Znów tłumaczy sobie: jest lato, piję więcej niż zwykle, więcej sikam.
Czy mamy po pana już wysłać karetkę?
Z tygodnia na tydzień pogarsza mu się wzrok. Bez poręczy nie może funkcjonować we własnym domu. We wrześniu idzie więc zbadać na własną rękę krew i mocz. Dzwoni pani z laboratorium: "Czy mamy po pana już wysłać karetkę?"
Kreatynina wynosi 8. Piotr jedzie o własnych siłach do szpitala przy ul. Szaserów w Warszawie, do prof. Stanisława Niemczyka, kierownika Kliniki Chorób Wewnętrznych, Nefrologii i Dializoterapii w Wojskowym Instytucie Medycznym. Natychmiast jest położony na oddział. Po czterech dniach badań wykryto antyciała, których trzeba jak najszybciej pozbyć się z organizmu.
Jego nerki są już zepsute, nie naprawią się. Zamiast 2 milionów kłębuszków, Piotr ma 180 tys. Krew jest filtrowana kiepsko, organizm jest coraz bardziej zatruwany.
Przeszczep wyprzedzający
Piotr boi się dializ, więc robi sobie przetokę. Postanawia walczyć o te swoje chore nerki za pomocą diety, stylu życia. Przez cały czas choroby nie odsuwa się od pracy. To go trzyma w pionie. Jednego dnia jest lepiej, drugiego gorzej. Choroba wciąż postępuje. Piotr czuje, że już nie ma żartów. Decyduje się na przeszczep wyprzedzający. Bo jest tak, że po obudzeniu trudno zrobić pierwszy krok, potem drugi. Potem organizm zmuszony do wysiłku, rozrusza się. Ba, pozwala na dwie godziny pracy w teatrze. Ale głos staje się szary, matowy, twarz szara, włosy jak nici. Swój marny wygląd Piotr skutecznie maskuje. Od dwóch lat nie je mięsa.
Nie chwali się swoją chorobą, walczy bardzo samotnie, choć przy wsparciu doskonałych specjalistów. Kiedy już prawie zaczyna poddawać się, przypomina sobie, że przecież jest na liście osób oczekujących na przeszczep. On jest szczęściarzem - telefon z informacją o tym, że jest pasująca do niego nerka, dzwoni w czerwcu, a czekał od marca.
Ma godzinę, żeby spakować się i pojechać do Kielc, gdzie jest dawca. Wpada w panikę. Na szczęście przez całą chorobę nie posługuje się dr. Googlem, tylko słucha fachowców. To go chroni. Nie wie przecież, że w szpitalu może pozostać równie dobrze tydzień, jak i miesiąc, dwa miesiące. Rodzina pakuje mu walizki. O godz. 16 leży na stole operacyjnym. Pyta: "Gdzie moja nerka?". Ktoś odpowiada: "W lodówce".
Moja choroba jest po coś
Historia Piotra, można powiedzieć, jest historią z happy endem. Postanawia zrobić chorobowy coming out. Wiadomo, jego zawód, to życie w świetle reflektorów. Koleżanki po fachu pytają: "Czy nie boisz się, że przestaną cię angażować, bo jesteś po przeszczepie?" Odpowiada: "Jestem po przeszczepie nerki, a pani po przeszczepie ust. To tylko kanon piękna. Moja choroba jest po coś, będę o niej opowiadał".
"Jak na środowisko, w którym pracuję, wykazałem się odwagą. Zacząłem mówić o chorobie i okazało się, że ludzie mają o mnie lepsze zdanie. Pokazałem, że jestem przecież takim samym człowiekiem jak pan Stefan i pani Zuza. Nie ma się czego wstydzić" – mówi Piotr.
Po coming out przybywa mu 60 tys. obserwujących jego profil w mediach społecznościowych, obecnie ma 100 tys. Ludzie piszą, pytają, radzą się. Nie jest w stanie odpisywać na wszystkie wiadomości.
Dziś Piotr jest 8 miesięcy po przeszczepie. Jeszcze długo poczeka na stan „super”, ale lekarze dali mu "gwarancję" na nerkę na 30 lat.
Z nieuświadomioną chorobą nerek żyje się coraz trudniej
"Co byłoby, gdyby tak przykładny pacjent, jak pan Piotr, nie zrobił sam badań? Z chorobą nerek żyje się coraz trudniej. Rybki w akwarium, gdy mają zanieczyszczoną wodę, wypływają brzuszkami do góry. U człowieka włosy stają się matowe, łamliwe, skóra ziemista, zanika apetyt. Chory zaczyna się usprawiedliwiać: bo stary jestem, bo dużo piję" – podsumowuje historię Piotra Polka prof. dr hab. n. med. Ryszard Gellert, Konsultant Krajowy w dziedzinie Nefrologii.
Ekspert zastanawia się, jak zadziałać, by zwiększyć przeszczepy wyprzedzające. W ubiegłym roku było tylko 800 przeszczepów nerki. Można by śmiało robić 2 tys. rocznie.
"Ale społeczeństwo nie chce oddawać swoich narządów do przeszczepu. Ludzie wolą zakopać lub spalić organy, mimo że mogą uratować komuś życie. A system woli jest w Polsce bardzo prosty. Wystarczy mieć przy sobie oświadczenie, że chce oddać narządy lub powiedzieć o tym bliskim. Ale czasem zaczyna się kupczenie: za ile oddamy wątrobę babci" – mówi Piotr Polk.
Dziś aktora mogło z nami nie być, ktoś uratował mu życie. Jest wdzięczny za każdy darowany mu dzień.
Historia Doroty
"Mamy szansę na ratunek, gdy wiemy, co nam dolega. Mnie też nerki nie bolały. Miałam 18 lat, czułam się ciągle zmęczona. Myślałam: Ok, jest studniówka, zakuwam do matury. Do myślenia też mi nie dało, że nie miałam apetytu, nie mogłam patrzeć na mięso. Pewnego dnia w szkole higienistka mierzyła nam ciśnienie. 150/90 - najwyższe w klasie, ale w granicach normy. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Aż w końcu szłam do szkoły i dostałam krwotoku z nosa" – opowiada Dorota Ligęza, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Moje Nerki.
Krwotok był tak silny, że nie można go było nijak zatamować. Straciła przytomność, wylądowała w szpitalu. W ciągu 4 dni od tego zdarzenia musiała poddać się dializom. Szukano miejsca, gdzie może to zrobić. Miejsce znalazło się 180 km od domu. Dorota była w szoku. Zastanawiała się, jak to jest, że 24 litry cieczy pomieści się w jej brzuchu. Przerażały ją te słoje z płynami…
Zdała maturę, choć z dializ wracała o godz. 2, 3 w nocy. Potem jeździła tak jeszcze 5 lat. Wreszcie pojawiły się mniejsze stacje dializ, blisko domu. Skończyła studia. Dializowała się 20 lat.
"Jestem szczęściarą – mówi. – Żyję. Bez udaru, powikłań sercowych. Na szczęście mam dobre żyły, do dializ wytworzona była przetoka".
Jak chorują nerki?
Zła dieta, otyłość, nadciśnienie to wrogowie nerek. Lampka powinna nam się zapalić, gdy biegamy w nocy do toalety, czujemy niesmak w ustach, nie smakuje nam mięso.
"W żywności przetworzonej występują fosforany, a nerki nie potrafią ich wydalać z organizmu. To nieprawdopodobnie szkodzi. Rozwojowi przewlekłej choroby nerek sprzyja cukrzyca, otyłość, palenie papierosów, nadużywanie środków przeciwbólowych, w czym celują Polacy" – wylicza prof. Ryszard Gellert.
Profesor już ćwierć wieku walczy o program skoordynowanej opieki nad pacjentem chorym na nerki. Zielone światło dał temu programowi prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (ATOMiT). Teraz ruch należy do Ministra Zdrowia, część przepisów już weszło w życie.
"Nerki mają 2 miliony fragmentów czynnościowych, które pod wpływem choroby uszkadzają się, włóknieją. Późna diagnoza prowadzi, niestety, do śmierci. Trzeba szukać choroby nerek" – apeluje prof. Gellert.
Prof. dr hab. n. med. Magdalena Krajewska, Prezes Polskiego Towarzystwa Nefrologicznego, przestrzega przed leczeniem się samemu, przy pomocy dr. Googla, przed nadużywaniem suplementów diety. Niektóre zawierają bowiem nefrotoksyny, czyli substancje chemiczne o toksycznym lub destrukcyjnym wpływie na komórki nerek. Ostrożnie też z lekami ziołowymi i suplementami diety o nieznanych ilościach substancji wchodzących w reakcję z lekami. W przypadku choroby nerek musi być kontrolowany poziom witamina D3 - jej nadmiar szkodzi.
W przewlekłej chorobie nerek należy:
Podstawą leczenia są diuretyki, czyli leki moczopędne, poza tym flozyny, czyli nowoczesna grupa leków przeciwcukrzycowych o wielokierunkowym działaniu. Do diety niskobiałkowej dołącza się ketosteril, preparat stosowany w żywieniu dojelitowym w przypadkach przewlekłej niewydolności nerek. Jest mieszaniną najważniejszych aminokwasów oraz ich alfa-keto- i alfa-hydroksyanalogów, budujących szkielety aminokwasów niezawierające atomów azotu.
Jak zapobiegać chorobie nerek?
"Jeśli stopień nawodnienia organizmu ma wpływ na poziom kreatyniny, oznacza to, że organizm nie ma rezerw, powinna zapalić się nam lampka ostrzegawcza. Wczesne stadia choroby nie wymagają interwencji nefrologa, wystarczy lekarz rodzinny – mówi prof. Ryszard Gellert. - W ubiegłym roku 654 tys. osób miało dializy, z czego połowa wcześniej nie wiedziała o przewlekłej chorobie nerek. Tylko 3 proc. chorych na tę chorobę dożywa dializ. Cała reszta umiera dziesiątki lat za wcześnie" – dodaje ekspert.
"Rozpoznanie przewlekłej choroby nerek to nie wyrok śmierci – mówi prof. Magdalena Krajewska. – Odpowiednia dieta i leki hamują postęp przewlekłej choroby nerek, opóźniają dializy o 6, 10 lat. Na dializach można przeżyć wiele lat. Nerki podlegają jak każdy narząd, procesowi starzenia. Jeśli ktoś ma 70 lat, jego nerki pracują słabiej i to nic dziwnego. Natomiast stan chorobowy jest wtedy, gdy jest szybka progresja. Nie ma się co bać rozpoznania. Dbajmy o nerki jak o serce" – apeluje ekspertka.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie