sobota, 23 listopada 2024

ArmaniIle ubrań potrzebujesz? Na pewno mniej niż ci się wydaje. Bez większości każdy może się obejść. W praktyce nikt nie chce. Europejczycy wydają krocie na ubrania – tylko w 2020 do krajów Wspólnoty zaimportowano tekstylia o wartości 69 mld euro.

 

 

 

Krawcami dla mieszkańców Starego Kontynentu są głównie Chińczycy. Co trzeci ciuch, lądujący w szafie Europejczyka, uszyty został w Państwie Środka.

Niemal wszystkie kraje na świecie wprowadziły ograniczenia, żeby zminimalizować rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2. Rządy zaaplikowały jedyny znany i według ekspertów słuszny lek – lockdown. Skutkiem ubocznym terapii było wygaszenie życia gospodarczego. Handel i gastronomia doświadczyły tego najsilniej. Wyjątkowy ból głowy miała branża odzieżowa, nie tylko dlatego, że kupowaliśmy mniej, ale też z powodu spadku zainteresowania eleganckimi czy biurowymi stylizacjami, na rzecz wygodnych dresów.

 

Szafa na minusie

 

Jak wynika z raportu przygotowanego przez Eurostat (Europejski Urząd Statystyczny), w porównaniu z 2019 r., w 2020 import odzieży do państw członkowskich UE zmniejszył się o 14 proc. Tąpnięcie odnotowano także w statystykach eksportu – w porównaniu z 2019 r. zarejestrowano spadek jego całkowitej wartości także o 14 proc.

 

Analitycy zwracają uwagę na olbrzymią różnicę w bilansie wymiany handlowej. Okazuje się, że na tej “transakcji” jesteśmy stratni blisko 40 mld euro rocznie. Podczas gdy państwa członkowskie Wspólnoty importowały spoza UE odzież o wartości 69 mld euro w 2020 r., wartość tego, co wysyłaliśmy wyniosła w tym samym czasie 30 mld euro w 2020 r.

 

Analizując dane historyczne gromadzone przez Eurostat, dotyczące importu i eksportu ubrań do i z UE, można łatwo zauważyć, że 2020 był przełomowym rokiem. Właśnie wtedy nastąpiło przerwanie łańcucha nieustannych wzrostów. Analiza danych historycznych, pokazuje, że od 2010 do 2020 import odzieży wzrósł o jedną czwartą, natomiast eksport o 64 proc.

 

– Na skutek rozwoju globalnych platform marketplace, takich jak Amazon, eBay czy Aliexpress, handel transgraniczny przestał być postrzegany jako przywilej zarezerwowany wyłącznie dla klientów biznesowych. Pionierzy w pośrednictwie handlu byli trochę jak mitologiczny Prometeusz, który przemycił ogień dla ludzi. Tak ogień, jak i zakupy z drugiego końca świata, stały się czymś normalnym, nawet dla przysłowiowego Kowalskiego. – tłumaczy Aleksandra Szarmach, Chief Marketing & Sales Officer z Nethansy, która pomaga polskim i niemieckim firmom wystartować na platformie Amazon, gdzie kompleksowo zarządza ich obecnością.

 

Project Runway po pekińsku

 

Liczby z baz Eurostatu wskazują jednoznacznie, że głównym beneficjentem europejskiej słabości do strojenia się są Chiny. To właśnie stamtąd do krajów Wspólnoty trafia najwięcej odzieży. Chiny do UE wysyłają tony ubrań, których wartość szacuje się na niemal 21 mld euro, co stanowi około 30 proc. wartości całości sprowadzanych do krajów Wspólnoty ubrań. Na drugim miejscu znalazł się Bangladesz (12 mld euro, 18 proc.), a na najniższym stopniu podium Turcja (8 mld euro, 12 proc.).

 

– Biorąc pod uwagę cenę, rodzimym producentom odzieży ciężko jest nawiązać równą walkę z dalekowschodnią konkurencją, gdzie koszty pracy są o wiele niższe. Co ciekawe, kwota na metce przestaje być koronnym argumentem w dyskusji o zakupie. Coraz więcej uwagi poświęca się natomiast jakości, trwałości i unikalności nabywanych wyrobów. Wzrasta także znaczenie ruchów antykonsumpcyjnych, które promują przekaz: kupuj mniej, ale lepiej. W Polsce około 7 na 10 ubrań, które mamy w szafie, zostaje już w niej na zawsze nienoszonych. Jeszcze gorzej jest w takich regionach jak Stany Zjednoczone czy Belgia, gdzie wskaźnik ten wynosi odpowiednio 8 i 9 na 10 – uważa Aleksandra Szarmach. Ekspertka Nethansy powołuje się na badania niemieckiej firmy Movinga, która zbadała 18 tys. gospodarstw domowych w 20 krajach.

 

Trend redukcji odpadów i zużycia zasobów bryluje w social media, gdzie znajduje poparcie wielu internautów, którzy utożsamiają się z nową filozofią zakupów. W ubiegłym roku media informowały o tym, że organizacja Projekt Klimatyczny założyła na Facebooku wydarzenie „Nie kupię nowych ubrań przez cały rok 2020”. Nowa inicjatywa spotkała się z pozytywnym przyjęciem zarówno mediów, jak i użytkowników sieci.

 

Podróbki zabierają pieniądze i miejsca pracy

 

Choć jakość i trwałość są coraz ważniejszymi wyznacznikami, a cena nierzadko schodzi już na dalszy plan, to problemem regionalnych sprzedawców nadal są podróbki. Trudno jest jednak stwierdzić, ile wart jest rynek podrabianych ubrań. Szacuje się, że w 2020 roku mogło być to od 500 milionów dolarów do nawet 2 miliardów. Firmy modowe miałyby stracić na tym procederze – według portalu statista.com – nawet 30 miliardów dolarów. Tylko europejski rynek składa się z ok. 10 proc. podrobionych ubrań, a to wpływa nie tylko na mniejszy zysk firm, ale też na pracowników. Sprowadzanie podrabianych towarów sprawia, że tylko we Włoszech w sektorze modowym pracuje ok. 50 tys. mniej osób niż mogłoby.

 

Niezwykle problematyczna kwestia wzornictwa i praw autorskich działa na korzyść producentów z Azji, bo tam – według narastających mitów – tego typu roszczenia się często lekceważy. – Jednak warto pamiętać, że poprawnie zastrzeżony znak towarowy może uratować majątek firmy. Przykłady sporów sądowych – nawet w Chinach – pokazują, że europejskie marki nie są bezsilne w starciu z azjatyckimi podmiotami, a sądy gospodarcze nie kierują się w swoich orzeczeniach pobudkami nacjonalistycznymi – przekonuje Marek Czyżewski, prezes zarządu grupy Pravna.pl, zajmującej się m.in. pomocą prawną przy zastrzeganiu znaków towarowych. Poprawnie przeprowadzona procedura gwarantuje monopol, czyli nikt inny nie będzie mógł używać zastrzeżonego znaku. Taki argument z reguły zamyka sprawę przed odpowiednim urzędem czy sądem, a firma której prawa zostały naruszone może liczyć na odszkodowanie.

 

Duma Starego Kontynentu

 

W ciasnych rzymskich uliczkach, między Via del Corso i Via del Babuino, znajdują się jedne z najbardziej ekskluzywnych butików Starego Kontynentu. Przy witrynach sklepów gromadzą się tłumy gapiów, którzy podziwiają ekspozycję. Spadkobiercom Cesarstwa Rzymskiego trzeba oddać co cesarskie – potrafią sprzedawać, jak mało kto i z tego mogą być dumni.

 

To słoneczna Italia, jak pokazują dane Eurostatu, jest czempionem eksportu odzieży. Według urzędu to dziś największy eksporter ubrań regionu UE. Spośród wszystkich państw członkowskich Wspólnoty, w 2020 r. Włosi odpowiedzialni są za dokładnie 1/3 (33 proc.) wartości całego pozaunijnego eksportu odzieży. Dzięki temu udało się im wyprzedzić Niemców (5 mld Euro, 17 proc.), Hiszpanię (4 mld Euro, 14%) i Francję (prawie 4 mld Euro, 13 proc.).

 

– Jeżeli chodzi o możliwości nabywcze, Europa już dawno przestała być pępkiem świata. Firmy, które chcą osiągnąć sukces komercyjny, muszą patrzeć daleko poza granice swojego kraju, a nawet kontynentu – mówi Chief Marketing & Sales Officer z Nethansy. – Taką możliwość oferują dziś globalne platformy marketplace. To olbrzymia szansa dla rodzimych producentów, którzy niejednokrotnie zjedli zęby, realizując produkcję kontraktową dla globalnych brandów, np. z Włoch czy Niemiec. Zebrane doświadczenie zaprocentuje, gdy tylko zdecydują się opuścić własne podwórko.

 

 

Logo warszawska izba gosp