Jeden z najbardziej uznanych polskich designerów mówi nam o roli kręgu w kulturze, o trwałości przedmiotów i tym, że rolą projektanta jest pomaganie ludziom w spotykaniu się.
Tomek Rygalik, fot. Monika Olszewska
Pod koniec 2020 roku obok Holon Design Museum w Izraelu, jednej z bardziej znanych na świecie placówek tego typu, powstanie instalacja pana projektu. Będzie miała formę użytkową – ma zachęcać ludzi do spotkań. Na czym będzie to polegało?
Projekt powstał na bazie wielu lat moich badań i obserwacji, zarówno tych osobistych, jak i zawodowych. Od lat szczególnie interesuje mnie projektowanie różnego rodzaju siedzisk i stołów, bo to one ułatwią ludziom skierowanie się na siebie, spotkanie, rozmowę, wymianę myśli. Większość projektów, które zrealizowałem na przestrzeni już przeszło 20 lat działalności, miało za zadanie budowanie międzyludzkich relacji. Tak jak stół w warszawskim bistro Charlotte – tu po raz pierwszy w Polsce zaproponowaliśmy tzw. "common table", mebel, który łączy obcych sobie ludzi. Istnieje już ponad 10 lat i wciąż mówi się o nim, że zrewolucjonizował kulturę bycia razem, pokazał, że można i warto usiąść przy wspólnym stole nie znając się. Podobnie myśleliśmy, tworząc w 2011 roku miejsca spotkań w ramach polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Tam chodziło o wykreowanie za pomocą mebli przestrzeni ułatwiających bilateralne czy wielostronne spotkania, związane z ważnymi sprawami Europy.
Projekt, który realizujemy w Holon, jest następstwem wszystkich tych doświadczeń i refleksji. Określamy go jako "tool for togetherness" – narzędzie do bycia razem. To projekt społeczny, mebel-siedzisko służące tworzeniu się społeczności, lokalnych czy nieformalnych. Projektując, zwykle działamy w jakimś kontekście, do którego musimy się odnieść, idziemy na kompromisy, szukamy zgody między naszą wizją a licznymi uwarunkowaniami, wykonalnością, opłacalnością, wytycznymi zleceniodawcy. Projekt w Holon jest nieco inny – tu udało nam się pracować w oderwaniu od konkretnych kontekstów, mogliśmy stworzyć obiekt o charakterze symbolicznym. To raczej projekt kulturowy, nie produktowy, nie jest odpowiedzią na jakąś określoną potrzebę grupy docelowej czy konkretnego człowieka. Przeznaczony dla wszystkich ludzi, odnosi się do jednej z naszych fundamentalnych potrzeb, czyli potrzeby bycia razem – istotnej dla całej ludzkości.
Common table w bistro Charlotte Warszawa, proj. Studio Rygalik, fot. Ernest Wińczyk
To dlatego siedziska będą okrągłe?
Ta forma jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze, istnieje od prehistorycznych spotkań przy paleniskach po tak ważny w polskiej historii Okrągły Stół, który swoim kształtem umożliwiał egalitarne spotkanie, gdzie wszyscy są równi.
W Holon powstaną dwa siedziska. Mniejsze stanie w przestrzeni publicznej, przy chodniku, w zacisznym miejscu pod drzewami. Będzie wykonane z metalu, a więc trwałe, odporne, przyjazne środowisku, a także w pełni nadające się do recyklingu. Większe siedzisko umieścimy blisko muzeum, w atrakcyjny sposób tworząc przestrzeń agory. Ono nie może już być metalowe, bo w gorącym izraelskim klimacie za bardzo by się nagrzewało. Najpierw rozważaliśmy zbudowanie go z drewna, potem zaczęliśmy brać także pod uwagę pochodzący z odzysku plastik. Całym projektem chcemy zwrócić uwagę także na zalety cyrkularnej gospodarki, świadomych wyborów materiałowych, zrównoważonego rozwoju i rozważnej konsumpcji. Są one przecież kluczowe w budowaniu wspólnoty na przyszłość.
Oba siedziska będą bardzo trwałe. Ale nie tylko po to, by nie stały się obiektem działań wandali. Według mnie trwałość jest głównym kluczem do zrównoważonego rozwoju. Oczywiście należy przetwarzać odpady, ponownie wykorzystywać materiały, ale to, co możemy najlepszego zrobić dla planety, to używać rzeczy dłużej, przekazywać kulturę materialną z pokolenia na pokolenie. Jako Studio Rygalik od dawna o to apelujemy i promujemy taką postawę. Musi zajść zmiana w świadomości ludzi, że lepiej jest mieć mniej lepszych rzeczy, które będą nam służyły długie lata, niż co chwila kupować nowe.
Krzesło czy stół dla określonego użytkownika projektuje się na pewno inaczej niż mebel do przestrzeni publicznej, z którego korzystać będą różni ludzie.
Nasze projekty w większości przeznaczone są do przestrzeni publicznej, nawet jeśli to krzesła czy stoły. Od początku też zajmujemy się małą architekturą i meblami miejskimi, a także różnymi hybrydami. Jeśli chodzi o genezę naszych kręgów, to w 2014 roku prowadziliśmy warsztaty w centrum kultury i projektowania Domaine de Boisbuchet we Francji. To położony wśród łąk i pól ośrodek, w którym spotkają się studenci i projektanci z całego świata, żeby brać udział w warsztatach i realizować niestandardowe projekty z dziedziny architektury i wzornictwa. To tam pierwszy raz stworzyliśmy rodzaj integrującego siedziska. Powstał on w wyniku warsztatów, w czasie których wypracowaliśmy optymalną formę takiego obiektu. Miał on nieco inny charakter, bo stanął pośrodku trawiastego pola, wśród zieleni. Drewniane siedzisko miało formę nietypowego, okrągłego pomostu w trawie. Można się było na nim położyć, odpocząć, powąchać zioła, można było siedzieć i rozmawiać, a dzięki swojemu kształtowi i umieszczonej pośrodku misie wydrążonej w ściętym pniu umożliwiał on także spożywanie posiłków, np. przygotowanych z użyciem rosnących dookoła roślin. Miał więc charakter bardziej wypoczynkowy, był miejscem kontemplacji natury, umożliwiał bycie blisko innych ludzi, ale i blisko przyrody.
To właśnie tam, w czasie warsztatów w Domaine de Boisbuchet, zakiełkowała we mnie myśl o tworzeniu miejsc wspólnotowych. Byłem zachwycony energią, jaka zrodziła się wokół siedziska. Zobaczyłem, że taki prosty obiekt jak "okrągła ławka" kieruje wszystkie osoby na siebie, przez co inaczej toczy się rozmowa, powstaje pewien rodzaj intymności, koncentracji, ale i egalitarności. Potencjał tkwiący w tego typu obiektach staramy się wykorzystywać.
W 2019 roku zrealizowaliśmy we współpracy z Fundacją EFC prototypowy, eksperymentalny projekt dla zespołu szkół w Szczekocinach. Na terenie szkoły brakowało miejsca dla mniej formalnych spotkań uczniów, pozwalającego na integrację, a zarazem zapewniającego swobodę. Zostaliśmy zaproszeni do współpracy, której celem było takie zagospodarowanie przestrzeni, które mogłoby ułatwiać spotkania. Najpierw przeprowadziliśmy warsztaty, żeby dowiedzieć się, czego uczniowie potrzebują i oczekują, a w ich wyniku powstał projekt okrągłych, metalowych siedzisk, które znalazły się w sąsiedztwie szkoły. Można na nich poczytać książkę, posiedzieć, poplotkować w swobodnej atmosferze.
Wciąż tworzymy różne ich warianty, dopasowujemy do potrzeb poszczególnych społeczności, a przede wszystkim chcemy, aby trafiały tam, gdzie się przydadzą. Dlatego też wymyśliliśmy taką formułę: za każdy zamówiony u nas krąg-siedzisko kolejny podarujemy społeczności w potrzebie. Będziemy wkrótce nagłaśniać tę ideę, bo wydaje nam się, że może ona przynieść dobre skutki. Dzięki współpracy i dobrej woli uczestników tego procesu, siedziska będą mogły trafić także tam, gdzie brakuje świadomości lub środków do powstawania miejsc integracji.
Siedzisto w Domaine de Boisbuchet, proj. Studio Rygalik, fot. Carlo Cialli
Fundacja, którą pan założył, tworzy także niezwykły ośrodek w Sobolach. On też ma za zadanie łączyć ludzi, ułatwiać współdziałanie.
Jakiś czas temu poczuliśmy, że nadszedł moment, żeby wszystkie nasze doświadczenia, idee, myśli, wyznawane wartości ze sobą zintegrować i spróbować przekazać innym, których być może zainspirują. Założyliśmy więc z Gosią Rygalik fundację oraz "kreatywny kampus" w Sobolach, na wsi na pograniczu województwa mazowieckiego i lubelskiego. To centrum kreatywności, gdzie w otoczeniu przepięknej przyrody (wpływającej na postawy proekologiczne w projektowaniu!), z najbardziej zaawansowanymi współcześnie narzędziami do testowania, prototypowania, projektowania można kreować zupełnie nową przyszłość. Chcemy tu wspierać entuzjazm, zapał, kreatywność i talent, tworząc warunki do wykluwania się innowacyjnych pomysłów i do współdziałania przedstawicieli różnych dyscyplin i specjalności. Łączymy tu działania edukacyjne, ale też badawczo-rozwojowe, budujemy właśnie nowy obiekt z pracowniami warsztatowymi, działa tu letnia szkoła projektowania, można odbyć rezydencję twórczą, ale i współdziałać z przedstawicielami odpowiedzialnego biznesu. W ośrodku w Sobolach także chodzi o spotkanie, o połączenie ze sobą osób z różnych branż i dziedzin, umożliwienie im poznania się i współpracy.
Siedzisko w Szczekocinach, proj. Studio Rygalik, fot. dzięki uprzejmości Studia Rygalik
Nikt nie ma wątpliwości, że kontakty między ludźmi są ważne i potrzebne. Jednak kilka miesięcy temu zetknęliśmy się ze zjawiskiem, w którym spotkania okazały się, dosłownie, szkodliwe, a na jakiś czas nawet musiały zostać zabronione. Jak pana projekt ewoluuje w obliczu światowej pandemii? Czy nadal ma sens w czasach, kiedy mamy się trzymać od siebie z daleka?
Spotkanie z drugim człowiekiem zawsze będzie potrzebne, tej potrzeby nie da się stłamsić. Czas izolacji aż nazbyt wyraźnie pokazał, jak szybko zaczęliśmy do tego tęsknić! W efekcie, nasz projekt stał się symbolem tego spotkania, na które w życiu zawsze musi się znaleźć miejsce, w maseczkach lub bez. W zależności od sytuacji, czy to ze szczepionką, czy nawrotami pandemii, czy przy kolejnych wirusach, bo pewnie to nie jest ostatnia taka sytuacja, musimy moderować ten nasz wspólny czas, reagować i dopasowywać go do okoliczności, ale nie przestaniemy go potrzebować. Dobrze to widać na przykładzie rozwoju nowych technologii i równoczesnym zaniku wielu umiejętności u dzieci.
Wraz z rozwojem mediów społecznościowych myślano, że można całe życie społeczne przenieść do sfery wirtualnej i że w rezultacie spotkania przestaną być potrzebne. Owszem, za ich pomocą wiele zdarzeń może się odbyć, ale nie zastępują tych w świecie rzeczywistym związanych z potrzebą bliskości, relacji bezpośredniej, fizycznej, mowy ciała, pozawerbalnego rozumienia.
Restauracja Forty, Warszawa, proj. Studio Rygalik, fot. dzięki uprzejmości Chors
Na ile w tych projektach ma znaczenie krąg kulturowy, w którym on powstaje? Francja, Szczekociny, Izrael – w każdym z tych miejsc ludzie żyją przecież trochę inaczej. Czy to ma znaczenie dla tej idei spotkania?
Idea spotkania w kręgu jest obecna prawie w każdej kulturze, jest wspólna dla większości ludzi, i to od bardzo dawna, od czasów jaskiniowych! Na przestrzeni wieków w różnych częściach świata powstało jej wiele emanacji. Uniwersalność zjawiska dobrze pokazało budowanie okrągłego siedziska w Domaine de Boisbuchet. Brali w tym udział młodzi ludzie praktycznie z całego świata, z obu Ameryk, Azji, Europy, Afryki, pochodzący z różnych społeczności, i progresywnych, i bardzo tradycyjnych. Wszyscy rozumieli i "czuli" ten kod, to działanie.
Oczywiście zdajemy sobie sprawę z niuansów, które mogą powodować różne reakcje na nasze siedzisko. Być może niektórzy będą podchodzić do takiej ustalonej relacji z innymi z nieśmiałością – w końcu trzeba tu będzie najpierw dokonać symbolicznego aktu "wejścia", bo mebel będzie miał kształt obwarzanka. Choć będzie można w nim usiąść także twarzą na zewnątrz kręgu, jestem pewny, że szybko ludzie zaczną się zwracać ku sobie. Tak jak widzieliśmy to przed laty przy stole w bistro Charlotte – początkowo nie było wcale pewne, jak nasz pomysł na duży, wspólny stół się sprawdzi. Zadziałał jednak błyskawicznie. W innych okolicznościach trudno by było zdobyć się na to, aby usiąść obok obcej osoby. Kiedy jednak jesteśmy już przy jednym stole, bariery zostają zredukowane do minimum, kontakt nawiązuje się właściwie sam, naturalnie.
Kultura dość szybko ewoluuje. W ostatniej dekadzie polskie miasta bardzo ożyły – zaczęliśmy chętniej spędzać czas poza domem, wśród ludzi.
Siedzisto w Domaine de Boisbuchet, proj. Studio Rygalik, fot. Carlo Cialli
Na ile projektanci mogą wspomagać takie przemiany społeczne? Czy za pomocą designu można aktywizować życie w mieście?
Design jest najlepszym do tego narzędziem! Rolą projektanta jest umiejętność obserwacji, analizy miejsc czy sytuacji i wspieranie ich odpowiednimi rozwiązaniami. To sedno naszej pracy. Pamiętam, gdzieś ok. lat 2006-2007 mieszkałem w Londynie, ale prowadziłem też gościnnie pracownię na Wydziale Wzornictwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przyjeżdżałem często do Warszawy i za każdym razem, patrząc na puste ulice, zastanawiałem się, gdzie są wszyscy ludzie, którzy w tym mieście mieszkają? Stolica jawiła mi się wtedy jako dość posępne miejsce. Niewiele się działo na mieście. Aż w końcu uruchomiła się jakaś energia, wcześniej przytłumiona minionymi czasami, pewnie też brakiem poczucia celu. Zaczęło powstawać mnóstwo małych i dużych projektów, które pokazały ludziom, że warto wychodzić z domów, warto brać udział w społecznym życiu, w różnych wydarzeniach. Miałem okazję uczestniczyć w tych przemianach, projektując warszawskie plenerowe bary, jak Dolina Muminków czy Przestrzeń Absolutna w Między Nami. Współpracując z Fundacją Bęc Zmiana czy Urzędem Miasta przy rozmaitych, pionierskich miejskich przedsięwzięciach, razem z gronem innych projektantów i miejskich aktywistów tworzyliśmy tymczasowe pawilony, różne efemeryczne miejsca, które przysłużyły się ożywieniu Warszawy i stały się zaczątkiem zmian. Potrzebne było stworzenie pretekstów, przestrzeni, w których ludzie mogliby się pojawić. Bez nich byłoby dużo trudniej ożywić życie społeczne.
Autorka: Anna Cymer
Historyczka architektury, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, niedoszła absolwentka Studium Fotografii ZPAF. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, laureatka Nagrody Dziennikarskiej Izby Architektów RP. Autorka książki "Architektura w Polsce 1945 - 1989". Warszawianka, która uwielbia Górny Śląsk, w Culture.pl pisze o architekturze starej i nowej oraz o designie, który zmienia ludzkie życie.