czwartek, 21 listopada 2024

piotr welkCzęścią nowych technologii jest szeroka przestrzeń, która zawiera w sobie dźwięk, ruch i wiele innych elementów. Jeśli nie myślimy o tych wszystkich elementach razem, to nie rozpoznajemy tej przestrzeni, jest ona uboga – mówi Piotr Welk, artysta grafik, twórca instalacji multimedialnych, którego wystawa „Autoportrety” zainaugurowana zostaje 28 lutego w Jabłonnej. Z artystą rozmawia Łukasz Gazur.

Czujesz się artystą?

Dobre pytanie. Nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Chyba nie. To nie jest tak, że chodzę i rozmyślam o tym, że jestem artystą. Bardziej się czuję nauczycielem, pedagogiem. A jeśli się czuję artystą, to wtedy, kiedy mam chwilę dla siebie, co nie jest łatwe. Bo to są momenty wyrywane z mojego życia prywatnego i innych moich aktywności.

Zadałem to pytanie, ponieważ w domenie, którą się zajmujesz nastąpił rodzaj pęknięcia: grafika warsztatowa dla niektórych jest czymś poważnym, artystycznym, a grafika komputerowa – komercyjnym, służącym reklamie i projektowaniu.

To chyba jest trochę inaczej, ja tego tak nie odbieram, chociaż z boku może to właśnie tak wyglądać. Kiedy trafiłem na studia, to był taki czas, że pojawiło się nowe narzędzie i zaczęło dosyć szybko wchodzić do arsenału sprzętów, których się używa. Wśród ludzi, którzy używali tradycyjnych narzędzi, powstał pewien naturalny dystans, który wynika stąd, że pojawia się coś nowego, co ma swoje atuty, ale i niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Jest to rodzaj naturalnej bariery. Wszystkie nowinki budzą nieufność. Podobnie było z fotografią – niemal każdy ma dziś telefon, którym może zrobić zdjęcie. To niesie za sobą łatwość, powszechność, dostępność, ale dla niektórych szlachetną techniką są zdjęcia robione na kliszy, a nie cyfrowe. Myślę, że to jest naturalne, że powstaje jakaś opozycja. Dziś grafika komputerowa to nie jest już domena reklamy, nie wiem tylko w jakim momencie staje się ona naturalnym narzędziem. Wydaje mi się, że narzędzie jest sensowne wtedy, kiedy naturalnie go używasz, znasz jego słabości i jego siłę. Jak masz coś w głowie, jakąś wyobraźnię, to szukasz sposobu, który ułatwia ci twoją wypowiedź.

Oczywiście zagrałem adwokata diabła…

Każde z narzędzi zostawia na pracy jakieś piętno. Jeśli ślad jakiejkolwiek technologii jest odciśnięty tak mocno, że przewyższa inne wartości, to jest coś nie tak. Ze względu na łatwość i dostępność komputera takich prac jest dziś dużo. W niektórych sytuacjach to, co mówisz, jest prawdziwe. Mimo że sam się posługuję taką technologią, to pewnie zareagowałbym bardzo podobnie. To jest kwestia doświadczenia, wyczucia, gustu, które powodują nagle, że to przeważa nad wszystkim. Po prostu czasem za mocno widać tę technologię, a nie widać niczego poza nią.

Tworzysz swoje prace z pomocą napisanych przez siebie programów.

Poruszając się w jakimś obszarze, próbując wykorzystać jakiś sposób znakowania, budowania symboli, zabudowywania płaszczyzny czy organizacji czasu – bo to też jest często związane z moimi działaniami – nie chciałbym być skazany na coś, co nie jest zależne ode mnie, ponieważ chciałbym panować nad wszystkim. Zresztą zawsze fascynowało mnie w takim podejściu to, że używając narzędzi komputerowych, w jakimś stopniu programistycznych – bo one nie są takie do końca, nie aż tak jak można by sądzić – to panowanie nad każdym aspektem, pewna świadomość obrazu jaki chcę, żeby powstał i potem przełożenie go, na sterowany myślą, na taki który jest niezależne od ręki czy innych mechanicznych działań, których czasem ciężko się pozbyć, to było coś, co mi odpowiadało. Jest w tym jakaś myśl, która się materializuje poprzez umiejętne zapanowanie nad technologią i logiką jej zapisu.

Wielu grafików mówi, że nowe technologie sprawiają, że bardzo łatwo korygować błędy i można sobie na nie pozwolić o wiele bardziej, niż w momencie, w którym trawimy matryca. Co byś odpowiedział?

To jest bardzo grząski grunt. Jak się przechodzi przez proces studiów, to umiejętność prowokowania albo uzyskiwania błędnych rzeczy jest moim zdaniem podstawową umiejętnością każdego, kto chce się nauczyć pewnego warsztatu. Błędy uczą. My żyjemy oczywiście w takiej kulturze, w której wszyscy musimy odnosić sukcesy. Rzadko kiedy mówimy o niepowodzeniach. A te nieudane próby są częścią procesu. Bez nich nie możemy dojść do perfekcji. Może warto coś zepsuć, żeby wiedzieć, gdzie jest granica? Podczas studiów wielokrotnie sprawdzaliśmy co się stanie, jeśli blacha poleży za długo w kwasie, jeśli kwas wytrawi ją głębiej.

Rozmawiamy o nowych technologiach, w których pracujesz, ale – z drugiej strony – pokazujesz cykl autoportretów. Chyba nie można wymyślić nic bardziej tradycyjnego?

Nie ma w tym jakiejś wielkiej filozofii, interesują mnie pewne zjawiska wokół obrazu. Jeśli rejestrujemy wizerunek za pomocą aparatu fotograficznego, mamy teraz do dyspozycji mnóstwo nowych sposobów; na przykład skanowanie 3D, które oferuje dodatkowe informacje. Obraz i tworzące go dane cyfrowe to dla nas nie do końca określony świat. Wrócę tu do nowych technologii i do tego, co powiedziałem wcześniej; obraz ostatecznie może stać się czymś innym, może nabrać innych kształtów. Może to jest po prostu droga ku temu, żebyśmy zaczęli na ten świat patrzeć w nieco inny sposób. Jeśli coś jest fotografią, niech będzie tą fotografią. Jeśli jednak coś jest podane w postaci informacji, która jest rejestracją świata, i mamy narzędzia, które potrafią to przetwarzać, rodzi się pytanie, czy nie kryje się tam coś więcej. Czy zmieniając je nie dostrzeżemy czegoś jeszcze? Czy nie zobaczymy więcej? Nie ma czegoś takiego jak obiektywny obraz świata. Robiąc zdjęcie aparatem cyfrowym czy malując zawsze go przetwarzamy, przez światło, które pada, nasze wrażenie, emocje, bagaż doświadczeń. To wszystko sprawia, że obraz podlega jakimś przekształceniom. Jeśli te przekształcenia w związku z tym zawsze są, to mamy prawo iść dalej. Poeksperymentować z medium tak, żeby zobaczyć, czy nie daje czegoś więcej. Czy zobaczony tak przetworzony świat nie jest czymś innym, nie pokazuje czegoś innego, nie zawiera czegoś więcej, czy coś tam jeszcze się nie kryje.

Oglądając Twoje prace trudno uciec od wrażenia, że inspirowały Cię wielkie postaci świata sztuki XX wieku. Czy w ogóle o tym myślałeś czy raczej to, co oglądamy, to po prostu wynik eksperymentowania z komputerem?

Jest wiele postaci, które doceniałem, na które zwracałem uwagę. Nie chciałbym, żeby były wymieniane, bo nie chodzi o to, by podawać jakiś rodowód. Raczej chodzi mi o to, że jest wrażliwość, która powoduje, że bardzo wiele dzieł, które się pojawiają, jest tak celnie sformułowane. To jest dar, żeby tak umieć pointować rzeczywistość dosłownie dwoma pociągnięciami. Ale opowiem coś, co wydaje się tu bardzo dobrym podsumowaniem. W czasie studiów trafiłem między kolegów, którzy świetnie rysowali, bardzo chciałem spróbować rysować tak samo jak oni, bo wydawało się to proste, ale chyba nie da się robić tak jak inni, tylko trzeba robić po swojemu. Dojście do tego trochę mi zajęło. Tak bardzo podobały mi się prace koleżanek i kolegów, że też chciałem tak spróbować, ale nie potrafiłem. Potrafiłem tylko tak, jak ja, po swojemu. Nie chodzi o to, by kogoś naśladować, ale by szukać swojego języka opowieści.

Wydaje się, że w Twojej sztuce ważny jest ruch. Czy to jest słuszna intuicja?

Tak, zdecydowanie tak. Większość moich prac jest zapisem procesu, który się dzieje. Ruch jest niemniej fascynujący niż ostateczna praca. Ja go w różnych momentach zatrzymuję. To jest niestety kwestia wyboru – jeśli mamy w galerii powiesić tylko obrazy, to muszę ten ruch zatrzymać. Jeśli natomiast udaje się zaznaczyć, że one są jakimś „zatrzymaniem”, to jest dla mnie komplement.

Sztuka współczesna poradziła sobie z tym. Dziś w galeriach wiele zjawisk artystycznych – jak choćby performance czy video art – pokazuje się na ekranach.

Oczywiście, że tak. Ale przyznam, że niespecjalnie jestem fanem tych technologii. Ma to w sobie coś z udawania. Telewizor mi przeszkadza, choć bardzo lubię ruchomy obraz. Ale w galeriach, jeśli coś jest wyświetlane, to musi być powód, dla którego ekran jest częścią przestrzeni, w której jest pokazany. I to jest kwestia moich doświadczeń w pracy pedagogicznej. Mówię o Pracowni Multimediów, z którą zawsze byłem związany. Częścią nowych technologii jest szeroka przestrzeń, która zawiera w sobie dźwięk, ruch i wiele innych elementów. Jeśli nie myślimy o tych wszystkich elementach razem, to nie rozpoznajemy tej przestrzeni, jest ona uboga.

Wróćmy zatem, w finale do ruchu w Twoich obrazach. Ruchome obrazy definiują przestrzeń, w których mogą być pokazywane…

To znaczy, że jest w nich element dziania się, nawet jeśli go nie widać od razu w danym momencie. Gdyby to miało być pokazywane w ruchu, to musiałbym się mocno zastanowić, jaką wybrać przestrzeń. Bo my często nie do końca zdajemy sobie sprawę z pewnych sytuacji. Nie myślimy o tym, że jeśli np. wchodzimy do kina, to ono nas formatuje: siadamy w rzędach, kupujemy popcorn, czekamy na liniową narrację i że chcemy wyjść z satysfakcją z obejrzanego filmu. Jest wiele „ruchomych obrazów”, które nie nadają się do pokazania w kinie i nie sprostają takim tradycyjnym przestrzeniom. Dlatego uważam, że wybór rodzaju projekcji jest istotny dla nowych mediów, bo staje się częścią przestrzeni. To jest naturalna konsekwencja mojego myślenia o tym, że im większa dynamika zapisu kryje się w obrazie, tym więcej możemy dostrzec. I tak wróciliśmy do początku naszej rozmowy – być może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego niektórzy nie doceniają grafik komputerowych, bo ciągle porównują je do czegoś czym nie są.

______________________

Dr hab. Piotr Welk – artysta grafik, nauczyciel akademicki na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie prowadzi pracownię Multimedialnej Kreacji Artystycznej. Tworzy grafiki komputerowe w technikach 2D i 3D, animacje komputerowe i efekty specjalne do filmów animowanych, jest autorem fotografii i instalacji multimedialnych. Piotr Welk jest ambasadorem Legalnej Kultury.
28 lutego w Galerii Sztuki na Prostej w Jabłonnej zainaugurowana zostanie wystawa grafik autorstwa Piotra Welka, zatytułowana „Autoportrety”. „Przyglądając się cyklowi autoportretów prof. Piotra Welka można wnioskować, że nie jesteśmy świadkami, tylko wizualnych praktyk, utrwalania w formie obrazu swojego wizerunku. Jest w tych pracach zawarte bogate spektrum przeżyć, myśli, nadających obrazom metafizycznego, pozbawionego elementu czasu dotknięcia chwili. Ta ulotność, kruchość uchwyconego momentu, przypomina wciśniętą pauzę w odtwarzanym filmie, który za chwilkę będzie miał swój dalszy ciąg” – tak o pracach artysty pisał dr Robert Żbikowski z Galerii Sztuki na Prostej. Grafiki pokazywane na stronie Legalnej Kultury pochodzą właśnie z tej wystawy.

AAAlegalna kultura logo

Publikacja powstała w ramach Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura.
Legalna Kultura promuje idee, wartości i postawy ważne dla wszystkich użytkowników kultury w cyfrowej rzeczywistości. Zwraca uwagę, że wolność i powszechny dostęp do kultury budują także zobowiązania – przede wszystkim wobec jej twórców.

wywiady na pasku