czwartek, 21 listopada 2024

Mariusz WylezolLeków przeciwotyłościowych nie wolno stosować, by odchudzić się o kilka kilogramów. To medykamenty na potencjalnie śmiertelną chorobę otyłościową.

 

 

 
Zdaniem prof. Mariusza Wyleżoła, chirurga bariatry i wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, mogą stanowić przełom w jej leczeniu, a dzięki nim na operację bariatryczną trafią tylko ci, u których nie zadziałały. Ma też nadzieję, że chirurgiczne leczenie otyłości przestanie być traktowane jak fanaberia chorego.

 

 

Jak nowoczesne leki przeciwotyłościowe mogą wpłynąć na bariatrię?

Dobrze, że pani używa terminu „leki przeciwotyłościowe”, a nie „leki na odchudzanie”. W procesie terapeutycznym osób chorych na otyłość musimy całkowicie zapomnieć o terminie „odchudzanie”. Odchudzanie przyczynia się do postępu choroby otyłościowej. Mówić zaś należy o przewlekłym leczeniu choroby otyłościowej.

Wprowadzenie nowoczesnych leków przeciwotyłościowych opartych głównie na efekcie inkretynowym, związanym z działaniem hormonów wydzielanych przez przewód pokarmowy pod wpływem spożytego pokarmu, a wpływającym na przebieg naszego metabolizmu, najbardziej rozumieją chirurdzy bariatryczni. To właśnie w tej chirurgii prowadzono pierwsze badania, jak wpływają na nasz organizm te naturalne cząsteczki, których działanie naśladują leki przeciwotyłościowe.

Te leki decydują nie tylko o procesach metabolicznych, ale również o naszym odczuciu sytości. Ich wdrożenie porównałbym z przełomem, jaki się dokonał wraz z wprowadzeniem antybiotykoterapii. Dotychczas poszukiwaliśmy możliwości leczenia otyłości w zupełnie innych obszarach, bezpośrednio starając się ingerować lekami na mózg. To się nie do końca udawało. Każde kolejne leki znikały z rynku. Obecnie zaś mamy potężne narzędzie, którym możemy leczyć chorych na otyłość.

 

Chodzi panu o GLP1, czyli o cząsteczkę wydzielaną przez komórki znajdujące się w jelicie cienkim pod wpływem spożytego pokarmu?

Tak. Gdy ten związek zostanie wydzielony, płynie wraz z krwią do naszego mózgu i daje sygnał: najadłeś się, możesz odsunąć talerz.

Z badań naukowych przeprowadzonych w chirurgii bariatrycznej wiemy, że u chorych na otyłość brak jest poposiłkowego wydzielania GLP1. Chciałbym podkreślić, że to nie siła woli powoduje, że odsuwamy talerz - to nie nasza decyzja - to działanie GLP1. Mechanizm regulacji spożycia pokarmów jest jednym z najbardziej skomplikowanych mechanizmów w naszym organizmie.

Właśnie na podstawie tej naturalnej cząsteczki stworzono całą grupę leków służących leczeniu choroby otyłościowej. Ale również na podstawie innej cząsteczki inkretynowej (wydzielane w jelicie cienkim – przyp. red.), których zadaniem jest wpływ na nasze odczucie sytości. Jeśli wiemy z badań naukowych, że u chorych na otyłość brak jest wydzielania tego związku, to w zasadzie powinniśmy mówić w tym przypadku o leczeniu substytucyjnym. Tak jak przy niedoczynności tarczycy, kiedy podajemy hormony tarczycowe, tak przy chorobie otyłościowej podajemy te cząsteczki.

 

Podsumujmy więc: jak pan widzi rolę farmakoterapii przeciwotyłościowej w leczeniu otyłości?

Jest to leczenie o mniejszej inwazyjności i powinno być postępowaniem pierwszorzutowym – to powinna być pierwsza linia terapeutyczna. Efekt zastosowania tych leków jest różny u różnych chorych. U niektórych uzyskujemy nieprawdopodobne wyniki. Na przydkład chory kwalifikowany do operacji bariatrycznej po zastosowaniu farmakoterapii zredukował masę ciała ze 150 kg do 90 kg.

Ale część chorych nie odpowiada na leczenie. Nie wiemy, jak u konkretnego chorego farmakoterapia zadziała. Mamy więc wybór: skuteczną metodę chirurgiczną lub leki przeciwotyłościowe o stosunkowo niewielkich działaniach niepożądanych, głównie ze strony przewodu pokarmowego: nudności, wymioty, które zazwyczaj ustępują. Te leki mają duży potencjał terapeutyczny, którego nie potrafimy określić, dopóki ich nie zastosujemy.

Innymi słowy: powinniśmy włączyć lek i obserwować chorego. Jeśli zadziała, nie ma wskazań do leczenia chirurgicznego. Ale jeśli efektu nie ma, naturalnie kwalifikujemy chorego do operacji bariatrycznej. Uważam więc, że leki przeciwotyłościowe będą miały olbrzymi wpływ na chirurgię bariatryczną.

 

Nadal nie bardzo rozumiem, dlaczego...

Ponieważ doprowadzą do sytuacji, w której leczenie chirurgiczne otyłości nie będzie traktowane przez otoczenie jak jakaś fanaberia chorego, jak przejaw słabej woli, a stanie się czymś normalnym. Naturalnym, kolejnym etapem leczenia choroby, w tym przypadku choroby otyłościowej. Jeszcze kilka lat temu chorzy nie przyznawali się do poddania się operacji bariatrycznej, niejednokrotnie fakt poddania się temu leczeniu ukrywali nawet przed najbliższymi. Mówiło się także, że to ostatnia deska ratunku.

Przy stosowaniu leków przeciwotyłościowych postępowanie chirurgiczne stanie się naturalną konsekwencją w przypadku osób, u których nie zadziałają leki. Tak jest dziś w kardiologii. Nie ma sytuacji, że kardiolog wyrywa pacjenta kardiochirurgowi, lekarze tych dwóch specjalności współpracują. Chorzy kardiologiczni uzyskują efekt, stosując leki, ale jest w pewnym momencie sytuacja, gdy dalsze leczenie farmakologiczne nie przyniesie korzyści i następuje kwalifikacja do zabiegu kardiochirurgicznego. I nie wzbudza to większego zdziwienie. A chirurgia bariatryczna nadal jest sensacją: no jak to, poszedł sobie zmniejszyć żołądek!

Tak na marginesie, to nie jest zmniejszenie żołądka. Owszem, wycinamy jego część, ale nie robimy tego, żeby zmniejszyć worek na kartofle, tylko traktujemy żołądek jako gruczoł wydzielania wewnętrznego, który bierze udział w regulacji spożycia pokarmów. Wycinamy fragment żołądka, żeby zmniejszyć stężenie greliny (hormonu wydzielanego głównie przez żołądek i jelito cienkie) i dzięki temu zmniejszyć odczucie głodu u chorego.

 

Leki, o których mówimy, mogą mieć jednak skutki uboczne. Coraz więcej pisze się o paraliżu żołądka, o kłopotach z jelitami. Nie ma obaw o te działania uboczne?

Opieramy się na wynikach badań naukowych. Jeśli ktoś czytał charakterystykę produktu leczniczego, to dla niego nie będą te działania niczym nowym – tam jest wszystko opisane. Leki mają działania uboczne. Nawet jak pani weźmie jeden z najpopularniejszy leków przeciwbólowych, przeczyta pani o zaniku szpiku kostnego, uczuleniu, zgonie. Sprawą normalną w medycynie są zdarzenie niepożądane. Chodzi o to, żeby mieć ich świadomość, informować o nich chorych i umieć sobie z nimi poradzić. 

Cząsteczki stosowane w lekach przeciwotyłościowych są od kilkunastu lat wykorzystywane u chorych na cukrzycę. Profil ich bezpieczeństwa jest bardzo wysoki. Co nie oznacza, że nie mogą zdarzyć się pojedyncze nieszczęścia. W medycynie zawsze ważymy korzyści i niebezpieczeństwa. Każde działanie medyczne wiąże się z pewnym ryzykiem. Tu mamy sytuację taką: otyłość, która zabija, wobec której dotychczas byliśmy bezradni, po raz pierwszy w historii medycyny mamy możliwość pomocy chorym metodami niechirurgicznymi.

 

A czy nie denerwują pana ci wszyscy chudnący na potęgę celebryci pod wpływem tych leków?

Denerwuje mnie coś innego. Przecież to leki na receptę, więc pytanie: kto im wypisuje te recepty? Używanie tych leków nie jest postępowaniem o charakterze estetycznym!

 

Niemniej znana pani ważąca 60 kg bierze lek przeciwotyłościowy, bo chce ważyć 48 kg i chory na cukrzycę może nie mieć do niego dostępu…

To jest jawne nadużywanie! Tu jest wasza rola – mediów. Piszcie, nagłaśniajcie, że to są leki leczące otyłość, a nie leki na odchudzanie. Czyli, punkt pierwszy: musi być rozpoznanie otyłości. Czy ktoś bierze leki na nadciśnienie, bo go trochę głowa pobolewa? 

 

Nie. Czyli edukujmy społeczeństwo i… lekarzy.

 

Rozmawiała Beata Igielska

Źródło informacji: Serwis Zdrowie

wywiady na pasku