Mój bohater miał mieć azjatyckie korzenie. - Wykorzystano jednak, że moja rodzina pochodzi z Polski, dzięki czemu postać, którą gram, również otrzymała polski rodowód - mówi Teo Tomczuk, norweski muzyk i aktor, którego korzenie sięgają opolskiego Łosiowa.
Paweł Brol: Co należy zrobić, żeby mając 16 lat, dostać główną rolę w serialu, a do tego podbić muzyczną scenę Norwegii?
Teo Tomczuk: Trzeba mieć wspierających rodziców. To mama zapisała mnie na casting do serialu „Rykter” (po polsku „Plotki”).
Ale w tobie od zawsze była taka chęć, żeby zostać muzykiem i aktorem?
– Tak, od małego. Najbardziej zależało mi na muzyce. Od kiedy pamiętam, stawałem na choćby małych scenach i śpiewałem. Do tego pisałem piosenki.
A jak było w przypadku aktorstwa?
– Realizacja planów aktorskich zaczęła się trochę później. Serial, w którym zagrałem, jest moim pierwszym doświadczeniem w tej materii. Jednak zawsze ciągnęło mnie do telewizji, lubiłem się prezentować przed ludźmi.
Ponoć dostałeś tę rolę dzięki improwizacji.
– Tak (śmiech). Podczas castingu wyszło, że nauczyłem się złego tekstu przeznaczonego dla innej roli. Kiedy zorientowałem się w swoim błędzie, postanowiłem improwizować. Zaowocowało wciągnięciem mnie do produkcji.
I specjalnie pod ciebie zmienili scenariusz?
– Tak, bo planowo mój bohater miał mieć azjatyckie korzenie. Wykorzystano jednak, że moja rodzina pochodzi z Polski, dzięki czemu postać, którą gram, również otrzymała polski rodowód.
O czym jest ten serial?
– To dramat rozgrywający się na zachodzie Norwegii, który ukazuje problemy młodzieży, jak można się domyślać po nazwie, związanych z plotkami.
To teraz może skupmy się na muzyce, bo ty masz głos dojrzalszy niż standardowi szesnastolatkowie. Nietypowe też jest to, że jako młody człowiek inspirujesz się muzyką lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
– Od małego słuchałem z rodzicami muzyki z winylów. Często w głośnikach leciała stara muzyka, m.in. reggae, blues, ale też rock. Bardzo podobał mi się styl Led Zeppelin. Z bardziej współczesnych zespołów mogę wymienić Arctic Monkeys, The Black Keys czy Kaleo. Do dzisiaj czerpię z nich inspiracje.
Dotychczas wydałeś trzy single i jeden z nich jest inspirowany pandemią.
– Tak, chodzi o utwór „Trust”. Żyję na małej wyspie w norweskiej gminie Solund. Jedynie 800 osób tam mieszka, a wśród nich mało młodych. Do tego trudno się na nią dostać. Kiedy nastał czas pandemii, nie miałem innego towarzystwa poza rodziną. Za to miałem czas, żeby odnaleźć się w muzyce, pisać piosenki. Właśnie wówczas powstał ten utwór.
Jak to się stało, że znaleźliście się w Norwegii?
– Przed wyjazdem do Norwegii moi rodzice mieszkali w Szprotawie. Tata tam trafił jako 4-latek z moimi dziadkami, którzy wcześniej przez wiele lat mieszkali w Łosiowie na Opolszczyźnie. Z kolei mama pochodzi z Małomic. Rodzice postanowili przeprowadzić się do Skandynawii dwa lata przed moimi narodzinami. Przyszedłem na świat już w Norwegii.
Twoja rodzina była mocno związana z Łosiowem?
– Tak, zarówno mój tata, jak i moi dziadkowie z jego strony, a nawet pradziadkowie. Dziadek do 1975 roku, łącznie przez 35 lat był sołtysem Łosiowa, aż do emerytury. Odwiedziliśmy kiedyś tamtejszy cmentarz i stary dom moich dziadków, który znajduje się obok kościoła, chociaż ja tego tak dobrze nie pamiętam.
Jakie masz plany na najbliższy czas?
– Jeśli chodzi o film, to wezmę udział w dokumencie, który opowiada o młodych ambitnych osobach, które osiągają swoje życiowe cele. Muzycznie też się dzieje, bo podpisałem umowę z wytwórnią na kolejne utwory.
Możemy spodziewać się pierwszej płyty?
– Na razie skupiam się na singlach.
Paweł Brol