niedziela, 28 kwietnia 2024

Natalia BajorPrzez 14 lat Natalia Bajor występowała w KU AZS UE Wrocław. Teraz zdecydowała się na zmianę barw klubowych, co wywołało duże poruszenie w polskim tenisie stołowym.

 

 

 

Po 14 latach gry w KU AZS UE Wrocław przenosi się pani do KTS Enea Siarkopol Tarnobrzeg. Na Podkarpaciu nie mają za złe Natalii Bajor, że pozbawiła tarnobrzeski zespół 16. z rzędu i 31. w historii tytułu w Ekstraklasie?

 

Mam nadzieję, że nie! Cieszę się, że w ostatnim sezonie w barwach drużyny z Wrocławia przyczyniłam się do pierwszego złotego medalu Klubu Uczelnianego Akademickiego Związku Sportowego Akademii Ekonomicznej. Przez lata nigdy nie udało się zdobyć tytułu, aż wreszcie w 2022 roku zrealizowałyśmy marzenie. To była duża niespodzianka, ale solidnie na nią zapracowałyśmy. Tym bardziej to świetny moment, by zmienić sportowe otoczenie i pomyśleć o nowych wyzwaniach.

 

 

W krajowej Ekstraklasie nie było głośniejszego transferu chyba nawet, gdy zespoły zmieniały Natalia Partyka czy Katarzyna Grzybowska-Franc.

 

Przychodzi czas, że w życiu sportowym trzeba zrobić kolejny krok. Dla mnie takim jest podpisanie kontraktu z klubem, który niedawno po raz 2. wygrał Ligę Mistrzów i od 30 sezonów dominuje w naszym kraju. To zasługa trenera Zbigniewa Nęcka i sztabu ludzi z nim współpracujących.

 

 

Motywacją były występy w Lidze Mistrzyń? Wrocławski zespół nigdy nie grał w europejskich pucharach.

 

Wiele razy oglądałam tenisistki stołowe z Tarnobrzega podczas transmisji meczów Champions League i powtarzałam, że chciałbym rywalizować w tych elitarnych rozgrywkach klubowych. Dla mnie nowe turnieje, które dotychczas były poza moim zasięgiem, to ogromna mobilizacja. Będę miała okazję i trenować, i grać w jednej drużynie ze świetnymi zawodniczkami.

 

 

W finale Drużynowych MP dwukrotnie pokonała pani Portugalkę Fu Yu i raz Rumunkę Elizabetę Samarę.

 

Niesamowicie radowałam się po zwycięstwach nad tej klasy rywalkami, tenisistkami stołowymi klasy światowej. Już wkrótce będę z nimi po jednej stronie siatki. Cieszę się także na spotkanie np. z Niemką Han Ying. Z "Hanią" też już kilka razy walczyłam, ale nigdy nie wygrałam, co więcej, nawet seta nie zdobyłam.

 

 

Druga faza grupowa Ligi Mistrzyń, w której zagracie, zaplanowana jest na październik. Wcześniej rozpocznie się sezon w krajowej lidze.

 

Tak się złożyło, że na inaugurację Ekstraklasy zagramy 11 września w Tarnobrzegu z… Wrocławiem. Chyba lepiej, że już na samym początku będę miała za sobą mecz ze swoją byłą drużyną. Emocje będą podwójne, bo za jednym zamachem zadebiutuję w KTS Enea Siarkopol i jednocześnie spotkam się - już w innych okolicznościach - z trenerem Zdzisławem Tolksdorfem oraz zawodniczkami Anią i Kasią Węgrzyn. Później w lidze zagramy 12 września z Częstochową i 14 września z Jastrzębiem. Więc czeka nas mały maraton gier.

 

 

Od niedawno pani trenerem personalnym jest Zbigniew Nęcek. Pod wodzą doświadczonego szkoleniowca będzie się pani przygotowywać do igrzysk olimpijskich w Paryżu.

 

Wierzę, że pod okiem trenera Nęcka poczynię postępy i efektem będą coraz lepsze wyniki sportowe. Na początku września wyjeżdżamy na turniej serii World Table Tennis Contender do Omanu, gdzie spotkam się z wieloma mocnymi przeciwniczkami. Takich gier potrzebuję jak najwięcej. Rozważaliśmy też - zaraz po mistrzostwach Europy - występy w WTT Feeder w Czechach i Bułgarii. Zapadła decyzja, że lepiej kilka dni odpocząć i zadbać o zdrowie. Wkrótce zacznę nowy sezon.

 

 

Wcześniej też pojawiały się propozycje z klubów polskich i zagranicznych?

 

Były różne oferty, z klubów niemieckich i francuskich. Miałam też propozycję łączenia gry dla Wrocławia w Ekstraklasie i w drużynie spoza ojczyzny tylko w Lidze Mistrzów. Ale nie dostałam zgody. Podsumowując, zainteresowanie było, a po przeanalizowaniu uznałam, że najlepszym wyborem jest przeprowadzka do klubu z Tarnobrzega.

 

 

Jak wyglądało pożegnanie z Wrocławiem?

 

Zaraz po zdobyciu mistrzostwa Polski, we własnej sali we Wrocławiu wywalczyłyśmy złote medale także w Pucharze Polski. I po tym triumfie się pożegnałyśmy. To nie było łatwe rozstanie… W barwach KU AZS UE wywalczyłam mnóstwo tytułów indywidualnej mistrzyni kraju, w niektórych kategoriach wiekowych po kilka, m.in. w seniorkach cztery.

 

 

"Pomostem" między starym a nowym sezonem były ME w Monachium?

 

Tak, impreza odbyła się w połowie sierpnia i dla mnie była zakończeniem sezonu 2021/22, choć niektórzy mówili, że to początek 2022/23. W singlu nie miałam losowania, bowiem już w pierwszej rundzie trafiłam na nadzieję Niemców - Annett Kaufmann. Wygrałam z nią 4:3 i 11-9 w ostatnim secie. Później niestety przegrałam z Francuzką Yuan Jianan 1:4. Generalnie odpadłam w 1/16 finału, więc wcześniej nie podczas ubiegłorocznych ME w Warszawie, ale z gry byłam zadowolona.

 

 

Na ME 2021 przegrała pani o ćwierćfinał z Niemką Petrissą Solją, późniejszą złotą medalistką. Miała pani z nią dwie piłki meczowe… Teraz w Monachium Natalia Partyka - również w 1/8 finału - była blisko ogrania Austriaczki Sofii Polcanovej, która sięgnęła po złoto. Czego brakuje, abyście wygrywały takie mecze?

 

Uważam, że umiejętnościami nie odstajemy, zresztą parę lat temu pokonałam Sofię Polcanovą. W moim przypadku w pojedynku z Solją zadecydowało większe doświadczenie Petrissy w meczach o stawkę. Pierwszy raz w karierze seniorskiej miałam szansę dostać się do ósemki w ME. Wcześniej w kadetach czy juniorkach przegrałam 4 lub 5 spotkań o medal w grze pojedynczej mistrzostw kontynentu. Na podium stanęłam dopiero w grupie młodzieżowej. Musiałam swoje "odcierpieć".

 

 

W 2018 roku na ME w Alicante po złoto sięgnęła Li Qian, a po brąz Katarzyna Grzybowska-Franc. A zatem i dwie reprezentantki Polski były w stanie wywalczyć medal.

 

Poziom wśród kobiet jest bardzo wyrównany. Aby triumfować w dużych zawodach musi zgrać się wiele spraw, bardzo dobre przygotowania, losowanie, forma dnia, odpowiednia koncentracja, styl rywalek, bo nie wszystkie nam pasują. Wierzę, że przede mną jeszcze sporo bardzo dobrych turniejów rangi ME.

 

 

Latem miała pani czas na choćby krótki wyjazd i "zapomnienie" o ping-pongu?

 

Lubię wracać w rodzinne strony, odwiedziłam najbliższych w Brzegu w woj. opolskim. W mojej SP 3 zorganizowano sportowo-społeczną imprezę charytatywną, z której dochód przeznaczono na leczenie 12-letniego Frania Zgody. Najpierw odbył się turniej, a następnie jego zwycięzca zagrał ze mną. W trakcie otwartego treningu odbijałam piłeczkę z wieloma osobami i świetnie się przy tym bawiłam. Było mi miło, czułam dumę, że jestem wychowanką Odry Brzeg i trenera Zdzisława Grobelskiego.

 

 

Już w latach dziecięcych była pani zdeterminowana, by zostać tenisistką stołową?

 

Najpierw ćwiczyłam taniec, a później doszedł ping-pong, zresztą trenował także mój starszy brat Patryk. Rodzice i dziadek wspierali mnie w tym, co robię. W szkole lubiłam praktycznie wszystkie dyscypliny. Pewnego dnia trener Grobelski powiedział, że albo zdecyduję się na jedną i zajmę nią na poważnie, albo mogę trenować wszystkie, lecz tylko rekreacyjnie. Wówczas mama zaczęła mnie wozić do Wrocławia, do klubu Dwunastka. Jeździliśmy 100 km w obie strony każdego dnia. Bardzo się dla mnie poświęcała.

 

 

Dziś jest pani zawodniczką spełnioną jeśli chodzi o zawody krajowe? Celem są teraz sukcesy międzynarodowe?

 

Pierwszym marzeniem jest medal w singlu w mistrzostwach Europy, ale planów mam dużo więcej, począwszy od awansu na igrzyska w Paryżu. W Tokio zadebiutowałam w olimpijskim turnieju drużynowym z Li Qian i Natalią Partyką.

 

 

sportowefakty1200

 

 

 

wywiady na pasku