Tomasz Sapryk - jeden z najbardziej lubianych polskich aktorów. Ma na swoim koncie ponad sto różnych ról filmowych i teatralnych. Mimo że, zwykle nie są to kreacje pierwszoplanowe, to są one charakterystyczne i zapadają w pamięci.
Widzowie pokochali go przede wszystkim jako radnego Myćkę w kultowym serialu „Ranczo”. Niewiele osób jednak wie, że gdy aktor był u szczytu swojej kariery, przeżył wiele dramatycznych chwil. Jego stan zdrowia nagle się pogorszył i całą uwagę musiał skupić na powrocie do utraconego zdrowia.
Dorota Tuńska:. Panie Tomaszu, czy obecna sytuacja polityczna na świecie, a także zdrowotna, mieliśmy dwa lata pandemii, skłoniła Pana do przemyśleń, że człowiek powinien mieć zawsze na życie plan B, np. jakieś inne umiejętności czy zdolności, by móc przetrwać przy niesprzyjającej koniunkturze?
Uważam, że dobrze jest mieć plan B. Żyjemy w tak niepewnych czasach, że nigdy nie wiadomo jakie umiejętności będą nam potrzebne w życiu. Ja zawodowo oprócz aktorstwa, reżyseruję spektakle teatralne. Kiedyś się odważyłem to zrobić, na początku podchodziłem do tego trochę niepewnie, ale teraz wiem, że umiem to robić. Mam znacznie więcej pracy jako reżyser. Jako aktor, musiałem posiąść kilka innych umiejętności, w zależności od roli, charakteru postaci, którą grałem. Mam również szereg zdolności tzw. życiowych.
D.T: A jakich?
Umiem gotować, mogę ugotować absolutnie wszystko.
D.T.: Wszystko? To dość odważne wyznanie. Jakie jest Pana popisowe danie?
Mam kilka takich dań, ale to co mogę polecić to jest pene z kurczkiem w sosie kurkowym.
Przepis jest bardzo prosty, a danie szybkie i łatwe w przygotowaniu, do tego bardzo smaczne. Mam to sprawdzone i szczerze polecam.
D.T.: Brzmi smakowicie. Czy można przypuszczać, że przywiązuje Pan wagę do sposobów odżywiania jako warunku dobrego zdrowia?
Tak zdecydowanie, to już od lat jest modny trend i zwracam uwagę na to co jem, choć w jedzeniu jest mnóstwo pokus i trzeba być bardzo świadomym, by za nimi nie podążać. Kusi choćby czerwone wino serwowane do obiadu, ale to chyba jest zdrowe, bo wino czerwone zawiera resweratrol, który pozytywnie wpływa na nasze naczynia krwionośne. Jak wspomniałem jestem specem kulinarnym, potrafię ugotować każdą potrawę, jedynie nie umiem piec ciast.
D.T.: Porozmawiajmy o zdrowiu. Kilka lat temu przeszedł Pan zawał serca i zdarzyło się to w pracy. Jak dziś z perspektywy czasu uważa Pan, czy były wtedy jakieś sygnały płynące z organizmu, które Pan zlekceważył?
Owszem były sygnały, bardzo się źle poczułem, miałem bóle w klatce piersiowej i trudno mi było oddychać. Jako człowiek odpowiedzialny zrobiłem serię badań, EKG, Echo serca, próby wysiłkowe i okazało się, że jestem zdrowy jak koń. Ja dużo ćwiczę, miałem dobrą kondycję i uwierzyłem w tę wersję, a po tygodniu miałem zawał serca. Wtedy dużo pracowałem, trochę paliłem. Zawrotne tempo życia sprawiło, że znalazłem się na skraju wyczerpania i okazało się, że to odbiło się na zdrowiu.To uświadomiło mi, że nie mogę zaniedbywać swojego organizmu, bo jest mężem i ojcem trójki dzieci i muszę zadbać o swoje zdrowie nie tylko dla siebie.
D.T.: Dopadła Pana także jedna z najcięższych chorób, która dla wielu traktowana jest jako wyrok, choroba nowotworowa, którą udało się Panu pokonać. Czy uważa się Pan za szczęściarza, że w obu przypadkach zakończyło się to powrotem do zdrowia?
Tak, miałem szczęście, że miałem zawał, bo przez pół roku nie mogłem wrócić do formy i byłem pod kontrolą lekarską, robiłem serię badań i dzięki temu guz wykryto na wczesnym etapie. Był to nowotwór nerki. I tu znowu miałem szczęście, bo to najmniej inwazyjny guz, usuwa się go chirurgicznie, nie ma konieczności zaawansowanego leczenia onkologicznego, nie stosuje się chemioterapii. Z tą chorobą uporałem się w miarę szybko.Uważam się za ogromnego szczęściarza, że udało mi się pokonać obie te choroby.
D.T. : A czego uczą takie doświadczenia?
Zwróciłem uwagę na zdrowie, rzuciłem palenie, ale może to Panią zaskoczy, że postanowiłem zarabiać pieniądze, bo do tamtej pory dużo robiłem dla idei. Gdy zachorowałem nikt nie chciał obdarzyć mnie pracą. Tak jest w Polsce, nie ma żadnych zabezpieczeń na wypadek takich sytuacji i trzeba doświadczyć takiego upokorzenia finansowego. Nie dość, że byłem chory, to jeszcze biedny, bo w Teatrze Narodowym pracuje się na etacie, co jest marzeniem wielu aktorów, prawda? I wtedy nastąpiło we mnie takie przewartościowanie, zacząłem myśleć, że trzeba zarabiać i pracować więcej komercyjnie.
D.T. : W takich sytuacjach człowiek potrzebuje wsparcia najbliższych, rodzina bardzo się o to postarała, by czuł się Pan zaopiekowany?
Znam wielu kolegów, którzy mówią, że choroba zbliżyła ich do rodziny, że dopiero wtedy zauważyli, że ją mają. Dla mnie to takie kocopały. Ja przed chorobą wiedziałem, że mam rodzinę, niepotrzebny był mi zawał do takich odkryć. Wylosowałem los na loterii, mam trójkę dzieci, mam mądrą żonę i gdybym odszedł z tego świata, to oni mieliby największy problem. Ja widziałem jak oni to przeżywali. Tu nie chodzi o wsparcie, oni cały czas byli ze mną, to sytuacja najpiękniejsza z możliwych.
D. T.: Czy te doświadczenia wpłynęły na zmianę Pana podejścia do zdrowia? Jak dziś prowadzi Pan tryb życia? Czy znajduje Pan czas na relaks czy wypoczynek?
U mnie nie ma czegoś takiego, jak jest praca, to pracuję, jak nie ma pracy, to staram się być użyteczny w domu. Moje tempo życia jest takie jak u większości ludzi, tak sądzę. Nie oszczędzam się, nie stałem się hipochondrykiem, wyczulonym na każdy sygnał płynący z organizmu, po prostu żyję. Oczywiście gdy dopada cię choroba, wtedy myślisz teraz będę mądrzejszy, będę stosował się do zasad, ale potem gdy wracasz do zdrowia i czujesz się już dobrze wracasz do starych nawyków do tych samych błędów. Jesteśmy tylko ludźmi, nie da się tego uniknąć.
D. T.: Jak Pan reaguje na stres? Czy ma Pan swoje sposoby na relaks, utrzymanie dobrej formy?
Jestem introwertykiem, więc raczej napięcia kumuluje w sobie, staram się to zmienić, bo nie jest to dobre dla mojego zdrowia, ale nie jest to łatwe. Mieszkam blisko lasu, kontakt z naturą jest bardzo relaksujący i pozytywnie wpływa na zdrowie. Często wsiadam na rower i jeżdżę po lesie, chodzę też na długie spacery. Po takim treningu wracam odprężony, dotleniony i mam spokojną głową.
D.T.: Zbliżają się święta Wielkanocne. Z czym Panu kojarzą się święta? W jaki sposób rodzinnie przygotowujecie się do tego czasu?
Mamy taką zasadę, że święta spędzamy zawsze rodzinnie i zawsze w domu. Tradycyjnie też pichcimy wspólnie a potem uroczyście celebrujemy to co ugotowaliśmy. Moją specjalnością jest przygotowywanie pasztetu i to jest moja ulubiona potrawa świąteczna. Ten unoszący się w domu, zapach pieczonego mięsiwa to dla mnie prawdziwa atmosfera świąt. Oczywiście jak w wielu domach nie może obyć się bez jaj przyrządzonych na kilka sposobów. Święta Wielkanocne mają dla nas też wymiar duchowy, dlatego uczestniczymy w Triduum Paschalnym. Na Rezurekcję z reguły nie chodzimy. Wielkanoc to bardzo podniosłe święto, to czas szczególny, który rezerwujemy wyłącznie dla rodziny.
D. T.: Czego by sobie Pan życzył z okazji świąt?
Szczęścia! By dopisywało dalej!
D.T.: Co oznacza dla Pana bycie szczęśliwym człowiekiem?
Myślę, że szczęście pochodzi od ludzi, którzy nas otaczają, rodzina, najbliżsi przyjaciele, dzieci, wnuki. Jestem wielokrotnie szczęśliwy, ponieważ należę do wybranej grupy ludzi, która ma rodzinę i to jest dla mnie podstawowy składnik szczęścia na dzień dzisiejszy. Większość swojego życia przeżyłem z moją rodziną i widząc szczęście moich dzieci powoduje to u mnie podwójne szczęście. Jest to moje całe szczęście. Ponadto kocham to co robię, mam ten niezwykły przywilej, że poprzez to co robię mogę wyrażać siebie, przekazywać ludziom pewne emocje, uczucia a oni to doceniają. Jestem wdzięczny mojej widowni, że przychodzą na spektakle, że oglądają, że jestem doceniony zawodowo, mam też uznanie w oczach kolegów, a sztuki, które wyreżyserowałem są zauważane i doceniane. To jest spełnienie moich marzeń.
D.T.: A ma Pan jakieś swoje niespełnione marzenie, którego nikomu nie wyjawił?
Może powiem o tym trochę w zawualowany sposób, myślę o jakiejś przebudowie życia zawodowego, może odpuszczę ten tygiel, może się przeprowadzę. Marzy mi się jakiś domek nad morzem, więcej spokoju, praca gdy mam się na nią ochotę. Bo uprawiamy wolny zawód a jesteśmy na smyczy. Ja już mam zabukowane terminy na kolejny rok, kalendarz gdzie gram, w jakim mieście i to jest wiążące i męczące za razem. Dziś muszę zaplanować ferie na kolejny rok, bo jak tego nie zrobię, to mi zabiorą te terminy. Można zwariować.
Dziękuję za rozmowę.