Witraż to sztuka wyboru: linii, barwy, rodzaju szkła, jego przezroczystości i cięcia. Najpierw powstaje karton, czyli projekt w skali 1:1, kontury przerysowuje się na brystol, z niego wycina szablon, który nada kształt przeźroczom. Te układa się jak puzzle, przykleja woskiem do tafli szkła okiennego, maluje, wypala... i w ten sposób tworzy dzieła sztuki.
Zdjęcie: Teresa Maria Reklewska, "Matka Boża Niepokalana w japońskim kimonie z górą Fuji", fot. dzięki uprzejmości www.witraze.info
Najstarsze znane witraże służyły nauczaniu biblijnych treści ludzi niepotrafiących czytać w XI-wiecznej Francji. Witrażownictwo sakralne odrodziło się w XIX w. i wtedy dołączyły do niego realizacje świeckie – w budynkach publicznych i prywatnych rezydencjach.
Należy pamiętać nie tylko o artystach witrażystach, lecz także o rzemieślnikach nadających projektom rzeczywistą formę. Najsłynniejszą działającą pracownią witraży jest założony w 1902 r. warsztat Żeleńskiego, którym po Stanisławie zarządzała jego żona Izabela. Dwie dekady wcześniej powstał zakład Teodora Zajdzikowskiego, prowadzony przez ojca i córkę Marię, oferujący m.in. "malowanie w deseń na szkle". Długą listę klientów tych krakowskich pracowni otwierają: Wyspiański, Mehoffer i Witkiewicz.
Wyspiański i Mehoffer. Ogień i woda
Witraż "Bóg Ojciec - Stań Się" zaprojektowany przez Stanisława Wyspiańskiego oraz kościół franciszkanów w Krakowie, fot. Lestat (Jan Mehlich)/wikipedia.org
To była przyjaźń niemożliwa. Stanisław Wyspiański (1869–1907) – buntownik z wyboru, nie znosił pospolitości. Józef Mehoffer (1869–1946) szanował tradycję, cenił umiar i nawet gdy sławą przewyższył przyjaciela, czuł, że pozostaje w jego cieniu. Poznali się w szkole, razem studiowali w Krakowie i mieszkali w Paryżu. Tam podążali szlakiem średniowiecznych katedr i starych witraży. Tę inspirację można dostrzec w ich wspólnej realizacji okiennej w kościele Mariackim, o której tak donosił krakowski "Czas":
Chociaż znać tu dwie głowy i dwie ręce, to talenta uzupełniają się wybornie. Jeden z młodych malarzy ma widoczną skłonność do silnej charakterystyki, energicznych wyrazów i efektów; drugi jest łagodniejszy, bardziej zamiłowany w piękności, bardziej poetyczny.
Poróżniło ich odmienne podejście do sztuki i w końcu zamieszkali osobno, ich drogi jednak jeszcze nieraz miały się przeciąć.
W Krakowie królował Wyspiański. Łamał wszelkie konwencje, linię prowadził, jak nikt inny. Jego twórcze credo brzmiało: "Jedynie od kolorów należy zacząć komponowanie". Ambicje spełnił w swoim sztandarowym dziele dla franciszkańskiego kościoła, uznanym za arcydzieło nie tylko polskiej sztuki witrażowej: wizerunku Boga Ojca w oknie powyżej chóru muzycznego. Porzucił neorenesansowe schematy i przedstawił Stwórcę pełnego energii, wydobywającego świat z chaosu. Lekko wygięta w kształt litery S postać z uniesioną ręką nawiązuje do Chrystusa z "Sądu Ostatecznego" Michała Anioła. Krakowski witraż uzupełniają pozostałe przeszklenia w gotyckiej świątyni, pociągnięte secesyjną linią postaci świętych i motywy roślinne.
Stanisław Wyspiański, witraż "Apollo (System Kopernika)", 1905, klatka schodowa gmachu Towarzystwa Lekarskiego w Krakowie, fot. Adam Golec/AG
Podobną ekspresję i kolorystykę Wyspiański utrzymał w projekcie dla Towarzystwa Lekarskiego. Tym razem przedstawił greckiego boga otoczonego siedmioma planetami układu słonecznego. "Apollo" wykonany pod koniec życia artysty uległ zniszczeniu w 1945 r. Zrekonstruowany na podstawie oryginalnych rysunków witraż będzie można zobaczyć w listopadzie 2017 r. na wystawie poświęconej autorowi "Wesela" w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Projekty witraży Józefa Mehoffera dla katedry we Fryburgu, fot. Grzegorz Kozakiewicz/PAP
Talent Mehoffera przekroczył granice polskiego miasta. Za namową Tadeusza Stryjeńskiego artysta przystąpił do konkursu na projekt witraża do katedry św. Mikołaja we Fryburgu w Szwajcarii. Młody, nieznany malarz z kraju, którego nie było na mapie świata, zaprezentował koncepcję – jak przyznał – "zrobioną z rutyny", w dodatku najdroższą. Wygrał dzięki śmiałej formie, finezyjnym dekoracjom i intensywnym barwom.
Józef Mehoffer, witraż "Vita somnium brevepo", 1906 na podstawie kartonu z 1904, dom Józefa Mehoffera w Krakowie, fot. Adam Golec/AG
Łącząc historyzm z secesją, najpierw stworzył kartony czterech apostołów, później Matkę Boską Zwycięską, następnie byli "Męczennicy i męczennice" nagrodzeni złotym medalem na wystawie światowej w 1900 r., święci, biskupi... aż wreszcie historia Fryburga. Tym samym zapewnił sobie pracę na 41 lat. Jego dzieło docenili nie tylko historycy sztuki, którzy zaliczyli witraże fryburskie do najwybitniejszych dzieł nowoczesnej sztuki europejskiej, lecz także inni artyści. W ślad za polskim twórcą poszedł Jean-Edouard de Castella, wykorzystując "bajkowość Mehoffera", a Fortuné Bovard niemal dosłownie cytował wizerunki kruków i orła w swoich kompozycjach.
W stylu Witkiewicza
Witraże zaprojektowane przez Stanisława Witkiewicza w Kaplicy Najświętszego Serca Jezusa w Jaszczurówce, fot. Jerzy Ochoński/PAP, wikimedia.org
Przygoda Stanisława Witkiewicza (1851–1915) z witrażami zaczęła się od zbójników na szkle. Artysta zainteresował się kolekcją sztuki ludowej państwa Dembowskich – to w ich góralskiej chacie zrodziły się pierwsze myśli o stylu zakopiańskim. W książce "Na przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr" barwnym przeszkleniom poświęcił zaledwie dwa krótkie zdania, ale już niedługo jego 30 projektów ozdobiło kościół Świętej Rodziny w Zakopanem. To tutaj zadebiutują charakterystyczne dla regionu leluje i cyrhlice, nie wzbudzając entuzjazmu zwolenników tradycyjnych dekoracji kościelnych. Autorytet Witkiewicza był już jednak wtedy nie do zakwestionowania.
Wizjonera nie zniechęciły nawet słowa krytyki wypowiedziane przez jego bliskiego współpracownika, rdzennego górala Wojciecha Brzega.
Zamiast komponować je [witraże – przyp. AW] pod wpływem obrazów na szkle, które są bardzo kolorowe i szeroko malowane, on komponował je z krzyżyków, gwiazdek, z cyfrowania łyżnikowego i innych drobnych motywów.
Witkiewicz wykonał także kartony do kaplicy w Jaszczurówce: Matkę Boską Częstochowską i herb Polski oraz Matkę Boską Ostrobramską i herb Litwy.
W stylu Zofii
Prezbiterium w Katedrze Oliwskiej oraz witraż przedstawiający Trójcę Świętą autorstwa Zofii Baudouin de Courtenay, 1945, fot. www.archikatedraoliwa.p
W kreskowaniu i kładzeniu cienia mistrzostwo osiągnęła Zofia Baudouin de Courtenay (1887–1967). Była córką wybitnego polskiego językoznawcy, ateisty oraz katoliczki, specjalistki od spraw polsko-rosyjskich, działaczki organizacji kobiecych. Uczyła się w pracowniach w Petersburgu, Krakowie i Monachium, studiowała na Akademii Ranson w Paryżu. Tam też odkryła Boga i od tego momentu jej prace przybrały charakter mistyczny.
Siedem darów Ducha Świętego z polichromii autorstwa Zofii Baudouin de Courtenay z kościoła w Bielawach, 1932, fot. Biblioteka Narodowa (Polona)
Pisano, że "przywróciła sacrum we współczesnej sztuce religijnej" (Katarzyna Burzyńska), ale nie brakowało głosów wytykających jej fascynację sztuką bizantyjską. Zaraziła się nią od Michała Bojczuka (ucznia Wyspiańskiego) podczas lekcji kompozycji monumentalnej. Ten sam przedmiot wykładała na akademii w Warszawie, z której została wyrzucona po niepodpisaniu listu potępiającego prymasa Stefana Wyszyńskiego. Zamieszkała w Częstochowie, na plebanii.
Jako malarka niemal zniknęła, jej polichromie z sopockich i gdańskich kościołów zamalowano. Pozostały witraże w oliwskiej katedrze i w częstochowskich kościołach (wojna przekreśliła realizację projektów do kościoła św. Anny w Wilnie) oraz teksty krytyczne. Zakazywała w nich krzyżowania linii i stosowania niezrozumiałych cięć. Szkła malowała osobiście, układała w rytmiczne formy. Klucz do jej twórczości to prostota i harmonijne połączenie kompozycji witraży z architekturą. Tej ostatniej zasady przestrzegał też kolejny twórca.
Dwa kontynenty Rosena
Witraż we Lwowie autorstwa Jana Henryka Rosena, Muzeum Historii Lwowa przy Rynku we Lwowie. Wnętrze katedra ormiańska we Lwowie, z malowidła ścienne autorstwa Jana Henryka Rosena i mozaikami Józefa Mehoffera fot. wikipedia.org
Lwów, 2001 rok. W piwnicach świątyni ormiańskiej odnaleziono setki, a może tysiące rozsypujących się szkieł. To resztki witraży zdemontowanych w czasie wojny, a wykonanych przez warszawską pracownię Białkowskiego według kartonów polskiego malarza. Szklane kawałki oczyszczono i ułożono od nowa.
Warszawa, 1891 rok. Na świat przychodzi Jan Henryk Rosen, przyszły artysta. Rysunku uczy go ojciec, malarz batalista, potem studiuje w Szwajcarii i Monachium, a od 1914 r. w Paryżu, gdzie zastaje go wojna. Wkrótce zamienia broń na pędzel, co wykorzystują dostojnicy kościelni z Lwowa. Utalentowany malarz ma ozdobić ściany katedry, a przy okazji wykonuje witraże. Najpierw rozjaśnia wnętrze złocistożółtymi kompozycjami okiennymi w nawie głównej: "Scenami z życia św. Jana Chrzciciela", "Drzewem Jessego", "Misteriami greckimi" oraz wydarzeniami związanymi z 400-letnią historią ormiańskiego banku i jubileuszem arcybiskupa (ten witraż zaginął). Kolejne dwa zdobią prezbiterium: św. Paweł i św. Augustyn. Kolorystyka ta sama, bardziej jednak nasycona, współgra z obecnymi tam mozaikami Mehoffera. Rosen wykonuje prace w latach 1926–1928, europejski rozdział twórczości kończy na realizacjach w Podkowie Leśnej i Skarżysku-Kamiennej.
Waszyngton, 1937 rok. Rosen przyjeżdża do Ameryki, by namalować w polskiej ambasadzie "Sobieskiego pod Wiedniem" i już nie wraca do ojczyzny. Tworzy monumentalne dzieła. Malarstwo, mozaikę i witraż łączy w "Stworzeniu świata" w kaplicy szkoły wojskowej w Anaheim (Kalifornia), projektuje okna świątyni w Prescott, Ohio czy Memphis. Umiera w Arlington w 1982 r. Według ówczesnych historyków sztuki Rosen patrzy w stronę tradycji, współcześni uznają go za przedstawiciela art déco.
Wędrujący witraż Jurgielewicza
Witraż "Symbol Polski Odrodzonej" autorstwa Mieczysława Jurgielewicza (1900–1983) zrealizowane na Wystawę Światową w Nowym Jorku w 1939, fot. Muzeum Polskim w Chicago
Żywa kolorystyka, jasność przekazu, klasycyzująca geometria, synteza formy – to wyznaczniki stylu art déco, który był odpowiedzią na secesję. Jego wcieleniem jest "Symbol Polski Odrodzonej" – dzieło Mieczysława Jurgielewicza (1900–1983) zrealizowane na Wystawę Światową w Nowym Jorku w 1939 r. Witraż ukazuje młodą kobietę trzymającą miecz i snop zboża, która unosi się nad białym orłem w złotej koronie, a otaczają ją kwatery przedstawiające 12 mężczyzn (m.in. rzeźbiarza, górnika, oracza z pługiem) i polskie krajobrazy. W dolnej części obrazu na szkle odtworzono sceny wojskowe, a kompozycję zwieńczył wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej. Silna i dumna alegoria Polski zwycięskiej kontrastuje z niezrealizowaną "Polonią" Wyspiańskiego – omdlewającą i opłakującą zniewoloną ojczyznę kobietę. Kanonicy lwowscy określili ten oryginalny projekt "szpetnym dziwactwem".
Z kolei witraż Jurgielewicza od początku budził zachwyt. Eksponat wykonany w trzy miesiące w zakładzie Żeleńskiego (szkła antyczne dobierała Izabela), o wymiarach 700 x 400 cm, ważący niemal tonę, przewieziono z Krakowa do Gdyni, skąd MS Batorym dotarł do Nowego Jorku. Po wystawie, na której był największą ozdobą pawilonu polskiego, został wystawiony na aukcję (wojna uniemożliwiła powrót do kraju). Niesprzedanym obiektem zainteresowało się chicagowskie Muzeum Polskie w Ameryce, którego dziś jest wizytówką i zarazem jednym z największych świeckich witraży w Stanach Zjednoczonych.
Bednarscy. Małżeństwo kameralne
Witraż autorstwa Elżbiety i Andrzeja Bednarskich, Kościół Najświętszego Serca Jezusa Chrystusa, Rypin, fot. wikimedia.org
Po kolejne "naj" w kategorii witraży udajemy się do Rypina, gdzie w kościele św. Stanisława Kostki znajduje się największy witraż sakralny w Europie z 1993 r. Scena Ostatniej Wieczerzy ma powierzchnię 212 m² i zajmuje dwie ściany szklane prezbiterium. Z gamy błękitów przetykanych bielą postać ukrzyżowanego Chrystusa wydobywają czerwone akcenty. Sylwetka znika w geometrycznym układzie plam, jedynie twarz przedstawiono realistycznie.
Autorami witrażu są Elżbieta i Andrzej Bednarscy. Połączyła ich miłość do szkła. Oboje ukończyli Wydział Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, w rodzinnym Rypinie wspólnie prowadzili pracownię (do śmierci Andrzeja w 2013 r.) i galerię witraży, którą przejął ich syn. Tworzyli monumentalne dzieła dla świątyń w Koninie, Londynie, Lucernie, Bazylei. Największą radość sprawiała im jednak praca bardziej dyskretna, w przestrzeni prywatnej, jak ta w fabryce nici w Gdyni. On prowadził linie twardo, ona – z finezją. O swoich obrazach na szkle mówili, że są to: "witraże o charakterze kameralnym (w rozmiarach sensownych wystawienniczo), w których eksperymentując w zakresie formalnym, poszukujemy nowych form wyrazu dla techniki witrażowej".
Skąpscy (nie)rozłączni
Jerzy Skąpski (ur. 1933) to "Mehoffer naszych czasów" – mówił ks. Józef Andrzej Nowobilski. Tajniki mozaiki wczesnochrześcijańskiej zgłębiał w Rzymie, inspiracje czerpie z Biblii. Ma w swoim dorobku ponad 300 przeszkleń w Polsce, Szwecji i Rosji. Największe stworzył w Jaworznie – 177 m² trójkątnej kompozycji przedstawiającej św. Wojciecha, utrzymanej w ulubionej kolorystyce witrażysty: od błękitów po żółcie, z akcentami bieli i czerwieni. Czyste barwy szkła wpisuje w ciężki kontur ołowianych spoin. Zaprojektował też herb arcybiskupa Karola Wojtyły, będącego podstawą herbu papieskiego. Nad witrażami dla kościołów w Gdyni, Warszawie i Oświęcimiu początkowo pracowała z nim żona, jej działalność artystyczną przerwała śmierć.
Maria Roga-Skąpska (1932-1984) tworzyła indywidualnie i w duecie z mężem. Podobnie jak on ukończyła krakowską Akademię Sztuk Pięknych i wypracowała własny styl – miękki, lecz wyrazisty. Barwą i formą oddawała ciepło i emocje. Według krytyków sztuki jej dzieła były zbyt bezpośrednie, łatwe w odbiorze, więc nie zyskała w ich oczach uznania. W przeciwieństwie do kolejnej witrażystki.
Reklewska – dama witrażu
Teresa Maria Reklewska, Matka Boża Niepokalana i sceny męczeństwa chrześcijan w Japonii, fot. dzięki uprzejmości www.witraze.info
W Warszawie studiowała tkaninę i malarstwo, w Paryżu sztukę sakralną. Zachwycona bogactwem witraży we francuskich katedrach, postanowiła podobne realizować w Polsce. Szukała pracowni, w której mogłaby uczestniczyć we wszystkich etapach powstawania dzieł od projektu, przez wybieranie szkła po malowanie. Nie znalazła, więc założyła własną w 1975 r. Zebrała grupę entuzjastów: Tomasza Łączyńskiego po SGGW, Tomasza Tuszko po filozofii i jeszcze kilka osób bez studiów, ale z pomysłami. Teresa Maria Reklewska (ur. 1931) była ich mentorką, popierała indywidualizm – w takiej atmosferze powstały dzieła sztuki witrażowej sakralnej i świeckiej.
Głęboka, krwawa czerwień to znak rozpoznawczy Reklewskiej. Skromna, skupiona artystka dobiera szkła intuicyjnie. Jej wyobraźni i dłoniom powierzono m.in. wykonanie przeszkleń do najstarszego kościoła katolickiego w Tokio. Do współpracy przy tym projekcie zaprosiła swojego ucznia Pawła Przyrowskiego. Jest co podziwiać: Matka Boża Niepokalana w japońskim kimonie, krajobraz Kraju Kwitnącej Wiśni z górą Fuji, sceny męczeństwa chrześcijan w Japonii, obrazy symbolizujące siedem sakramentów Kościoła, motywy roślinne i zwierzęce. Kompozycje artystki zdobią też wnętrze japońskiej szkoły handlowej i prefektury policji.
"Chciałabym, żeby człowieka, który wchodzi do kościoła, otoczyła tęcza drogocennych kamieni, bo przecież światło witraży świeci jak w krysztale czy klejnocie" – mówiła w jednym z wywiadów. Taki efekt uzyskała, projektując ściany-witraże do sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Cztery 13-metrowe przeszklenia wyglądają jak tkaniny rozciągnięte w namiocie – taki kształt ma bryła świątyni. Wyobrażenia Kościołów Triumfującego i Cierpiącego wpisane są w rajską scenerię, która ma przypominać o znajdującym się dawniej na tym terenie ogrodzie. Te i pozostałe realizacje sztuki witrażowej pozwalają stawiać Reklewską w jednym rzędzie z Wyspiańskim i Mehofferem.
Wersja londyńska
Wnętrze kościóła św. Andrzeja Boboli w Londynie, fot. Elżbieta Walenda/PAP
W stolicy Wielkiej Brytanii też znajduje się kościół św. Andrzeja Boboli i pełni funkcję ośrodka życia religijno-narodowego Polaków. To w nim odbywały się ceremonie pogrzebowe wybitnych przedstawicieli emigracyjnego społeczeństwa, których nazwiska zapisano na pamiątkowych tablicach. Jego wnętrze rozświetla dziewięć witraży zaprojektowanych przez Aleksandra Kleckiego, inżyniera architekta, oraz Janinę Baranowską, malarkę, która wstąpiła w szeregi Armii Polskiej. Barwne przeszklenia harmonijnie łączą sacrum i profanum, symbolicznie oddając hołd walczącym na Zachodzie żołnierzom, saperom, lotnikom czy Orlętom Lwowskim. Stąd też świątynia nazywana bywa kościołem Pamięci Narodowej.
Autorka: Agnieszka Warnke
Źródła: