Według Duchampa „Nic nie jest wart obraz który nie szokuje". Czy moje obrazy mogą szokować? Współcześnie szok kojarzony jest z kontrowersją, by być kontrowersyjnym trzeba uderzać w warstwę społeczną która stroni od literatury, galerii oraz muzeów.
Często akceptowanym szokiem, który również wiąże się z kontrowersją jest kicz czułostkowy. Przykładem owego kiczu jest pomnik Chrystusa w Świebodzinie. Zadaję sobie więc pytanie, czy dla współczesnego artysty ważniejsza jest kontrowersja i chęć zaistnienia w świecie mediów, czy chęć samorealizacji i odkrywania nowych obszarów sztuki. Coraz częściej mówi się, że w malarstwie nie da się już nic odkryć, że już wszystko zostało powiedziane. Nie zgodzę się z tym, malarstwo zawsze miewało wzloty i upadki jest to naturalna kolej rzeczy.
Wychodzę z założenia, że sztukę zawsze można przetransponować na nowo. Powracać do dawnych mistrzów i dopowiadać współcześnie, tworząc nowe jakości.
Cykl czaszki i twarze realizuję już od prawie trzech lat. Wydawać by się mogło, że w obrazach z czaszkami kierują mną przemyślenia związane ze śmiercią - nic bardziej mylnego. Czaszka współcześnie przez młodzież utożsamiana jest z kulturą pop, dla mnie osobiście jest tylko pretekstem do podejmowania głębszej problematyki malarskiej, jaką jest między innymi materia, przestrzeń i światło. Zetknięcie się z prawdziwą czaszką pozwoliło mi na szczersze realizowanie mojego cyklu, w grę wchodziły prawdziwe emocje i szacunek dla czaszki ludzkiej, która kiedyś była częścią człowieka. Z pewnością pozwoliło mi to na głębszą kontemplacje i skupienie się nie na obrazie, lecz na przedmiocie. Przypominam sobie wtedy pytanie zadane przed laty przez Janusza Matuszewskiego - co jest dla mnie ważniejsze: obraz czy obiekt, który maluje?
Cykl czaszek starałem się tak prowadzić, by zatrzeć pewne stereotypy - chciałem by obraz na którym widnieją czaszki stawał się przyjemny dla oka. Zakładam, że w widzu będzie się rozstrzygał wewnętrzny dylemat - czy słuchać rozumu, który podpowiada, że widzi na obrazie obiekt przerażenia - czy też słuchać się emocji, na które wpływ ma estetyka widzenia. Kwestię tą pozostawiam do rozstrzygnięcia widzowi.
Po cyklu czaszek przyszedł martwy punkt, co dalej bo ile można malować to samo. Nie chciałem popaść w monotonnie - iść w malarstwo szybkie, plakatowe - ważny jest dla mnie kontakt z naturą oraz proces malowania. Chwilowy brak modela zmuszał mnie do postoju, całe szczęście człowiek wymyślił przedmiot zwany lustrem. Stałem się zatem modelem sam dla siebie, a że chciałem zatrzymać ciągłość myślenia, stanęło na autoportrecie i portrecie.
Wraz z tematem przyszły nowe problemy malarskie, z którymi na nowo mogłem się zmierzyć. Początkowo skupiałem się na dawnych problemach, które towarzyszyły mi przy malowaniu czaszek, jednak że nie miałem już do czynienia z martwym obiektem, domeną stały się emocje, stany osobowości i ducha.
W pewnym momencie doszedłem do tego, iż ludzka twarz skrywa maski - gdy wychodzimy do pracy, do znajomych, do kościoła itp. zakrywamy wtedy naszą twarz. Problem ten starałem się podjąć w moim malarstwie. Daje zatem odbiorcy możliwość odnalezienia swojej twarzy, którą aktualnie być może skrywa.
Cykl czaszek i twarzy nadal kontynuuję, stał się on podstawą do dalszych działań, jest wstępem do większego projektu, który w miarę możliwości będę nadal realizował.
Piotr Jakub Migza