Dziadka z wnuczką dialog meteorologiczny
- Kiedyś to były zimy, śnieg po dachy domów, żeby dostać się do studni musieliśmy z babcią przekopywać śnieżne tunele...
- Było romantycznie, dookoła biały puch, lepienie bałwanów, babcia opowiadała, prawda dziadku?
- O, tak! Piękne czasy, gdyby nie telewizja nie wiedziałabyś wnusiu, jak wygląda prawdziwy śnieg. Zimą nie było innych opadów, tylko śnieg, śnieg, śnieg...
- Dziadziu, to po co wciąż mówimy o czterech porach roku?
- Taki jest odwieczny porządek świata.
- Zamiast zimy powinna być przedłużona, deszczowa jesień. Byłoby prościej i prawdziwiej.
- Może zimy jeszcze wrócą, ludzkość się opamięta i zatroszczy o klimat?
- Dziadku! Czyli mamy czas przejściowy, jest zima, z nieba leci coś mokrego i nazywamy to deszczem, który za waszej młodości w styczniu nie padał.
- Pomylenie z poplątaniem.
- Niech te pory roku już pozostaną, ale nie nazywajmy zimowych opadów deszczem, odróźniajmy jesień od zimy!
- Masz jakiś pomysł?
- Pewnie! To co w grudniu, styczniu i lutym leci z nieba, to po prostu... ciepły śnieg.
Kurtyna