Resortowe dziecko (po tatusiu), niejaki Błaszczak, to szpica najobrzydliwszych pissowców. Gdybym był żołnierzem wstydziłbym się służyć pod takim ministrem, który przypomina raczej ministranta o aparycji harcerza opiewanego w piosence "Stokrotka polna".
A harcerz taki gapa.
Że aż w pokrzywy wlazł.
Po pas, po pas.
A ona, ona, ona,
Cóż biedna robić ma,
Nad gapą pochylona.
I śmieje się: ha, ha...
Jego ostatnie popisy w Usnarzu Górnym i zapowiedź postawienia wzdłuż granicy z Białorusią 2,5 m płotu z concertiny, to dowód na zdziczenie tego śmiesznego ministra.