Chrzciny Anny Klary Teodory powinny przybrać wymiar narodowy. Jeśli kurwizja transmituje nabożeństwo z okazji którejś-tam rocznicy czynności funeralnych związanych z Mamusią Wiadomo-Kogo, to narodziny dzieciątka przypadające w Święto Zwiastowania Pańskiego, w dzień świętości życia, należy uznać za wydarzenie równie ważne i zasługujące na odpowiednią oprawę medialną. Tym bardziej, że chodzi o owoc miłości pary arcypobożnej, przez trybunały kościelne błyskawicznie rozwiedzionej i bez zbędanej zwłoki sakramentalnie połączonej. Na zawsze, aż do kolejnego unieważnienia małżeństwa.
- Kto mógłby ów akt celebrować? Jeśli gala miałaby miejsce poza archidiecezją gdańską, uroczystość poprowadzi (na pełnym legalu) ten, który tatusia Anny Klary Teodory przy ołtarzu upierścienił. Symbolicznie uświęcił za zmianę oblicza telewizji i otwarcie oczu Polakom.
Dla uświetnienia imprezy - kamery, jupitery, katedralne dzwony, organy i tort, to mało. O wiele za mało! Ważni są prześwietni goście. Grzechem zaniechania byłoby niezaproszenie dostojników, na czele z dziadzią prezeSSem, wszystkich tych, którzy sekundowali młodej parze podczas zaślubin w Łagiewnikach.
- A po chrzcinach? Wielki koncert Mozarta z Podlasia oraz recital weterana sceny kabaretowej Pietrzaka Jana z gościnnym udziałem Rosiewicza Andrzeja, który zatańczy i zaśpiewa: "Najwięcej witaminy mają wolskie dziewczyny".