Plac Niebiańskiego Spokoju w Pekinie. Tian'anmen. Ogromny! Jednorazowo może pomieścić 5 mln Chińczyków i z tego względu nieco szokuje. Szok potęguje świadomość krwawych wydarzeń z roku 1989, które plac rozsławiły jeszcze bardziej. Biała rasa w tłumie Zhuangów, Mandżurów, Hui, Miao, Ujgurów, Mongołów i innych niepoliczalnych skośnookich, będących w Pekinie przejazdem za sprawą lub turystycznie, budzi autentyczne zainteresowanie, które momentami przechodzi w spontaniczny entuzjazm.
Może się wydawać, że takich ludzi jeszcze nigdy na Tian'anmen nie widziano. I rzeczywiście, białasów z komicznymi nosami na największym placu świata raczej mało. Z takimi cudakami każdy ambitny Chińczyk musi wykonać fotkę. Pstrykają ukradkiem, a kiedy się już pozwoli, ustawiają się całymi familiami, czekając niekiedy w kolejce (!) i obowiązkowo podstawiają swoje pociechy. Cóż, tradycyjne straszenie przez chińskie matki białym diabłem z długim nosem ma sens wyłącznie wśród niedorosłych Chińczyków, zwłaszcza tych niegrzecznych. Ale takich bachorów na Plac Niebiańskiego Spokoju przecież się nie zabiera. Widać, straszni nie jesteśmy i wszyscy chcą mieć dziecko z diabłem na rodzinnej fotografii. Sataniści?
Handel podrabianymi markami towarzyszyć będzie już do końca podróży. Od wyjścia z autokaru i przy powrocie, bo obnośni handlowcy operują właśnie na parkingach. Oferowane produkty (od szwajcarskiego zegarka po amerykańskiego iPhone'a) zewnętrznie niczym nie różnią się od oryginałów. W każdym razie na pierwszy rzut oka. Są naprawdę "markowe" i dla estetycznie niewyrobionych, bardzo ładne. Od odjechanych Rolexów za 3$, po luksusową galanterię renomowanych marek światowych w zaskakująco znośnych cenach.
Handlowanie w Chinach to ogromna przyjemność. Jeśli oferowany towar wyjściowo kosztuje 600 juanów, można mieć pewność, że daną rzecz kupimy za... 60, z tym, że nie należy od razu podawać zaniżonej kwoty. Z zakupem trzeba się ociągać, a już przy wyjściu sprzedawca cichaczem wciśnie nam, i to dosłownie, ową drogocenną rzecz. Uprzejmie i taktownie, choć czasami z irytującą natarczywością.
Great Wall czyli Wielki Mur ma dwa wymiary, rzeczywisty i mityczny. Ten znany światu i ponoć widziany z kosmosu, to wielka chińska podróbka. Wybudowany współcześnie na potrzeby turystyczne i brany za jeden z głównych symboli Państwa Środka. Mimo wszystko robi wrażenie, bo jest naprawdę niesamowity. Przebiega przez niedostępne i malownicze góry. W sumie ma ze 20 km w trzech różnych odcinkach, pieczołowicie "odrestaurowanych", a w zasadzie odtworzonych z wyobraźni i turystycznie udrożnionych z okazji Igrzysk Olimpijskich 2008. Wędrówka po murze to zmierzenie się nie tylko z naszym układem wydolnościowym, ale z pięknymi widokami i sprzedawcami pamiątek. W zdecydowanej masie tendetny "pamiątkowy" towar nawiązuje do muru i symboliki rewolucyjnej, która wciąż znajduje swoich amatorów.
Pokutujące twierdzenie, że Wielki Mur Chiński jest obiektem widzianym z kosmosu wydaje się mocno przesadzone. Wystarczy zobaczyć sypiący się, czy wręcz dogorywający oryginał (niechętnie turystom pokazywany!), który w rzeczywistości jest wzmocnionym kamieniami wałem. Marco Polo z pewnością widział fragmenty tych obwałowań i po powrocie z Chin rozsławił je w Europie, jako cud techniki fortyfikacyjnej. Cóż, współczesny mur znacznie odbiega od "widzianego" z ziemskiej orbity. Wielki Mur Chiński: kosmiczny mit - wypada skwitować.
Ptasie Gniazdo - chiński Stadion Narodowy. Z odległości robi wrażenie, co potwierdza poniższe zdjęcie. Przy bliższym poznaniu rozczarowuje. Prowizorka i można rzec: zalatująca malizną chińska podróba. Nawet słychać głosy, że musi być rozebrany z przyczyn ekonomicznych. Gmatwanina konstrukcji, która prędzej przypomina druciak do szorowania garów, niż nowoczesny obiekt sportowy. Nasz Stadion Narodowy jest piękniejszy, mimo złośliwych docinków różnych złośliwców. Uspokajam: to prywatne zdanie, które przecież nie przesądza, że w gospodarczym rozwoju jesteśmy lepsi od Chińskiej Republiki Ludowej.
Cóż, gigantyczny druciak to naprawdę wiocha. Obok stoi siedmiogwiazdkowy hotel w kształcie smoka, a smoków w ornamentyce chińskiej mamy przesyt. Rodzi się zatem pytanie: po co komu budynek w takim kształcie, no i kogo stać na tych siedem gwiazdek? W takim hotelu każdy gość ma osobistego kamerdynera i pokojówkę i z pewnością poczuje domowe ciepełko. Ufff...
Pora opuścić stolicę. Z pekińskiego smogu najprościej i najwygodniej wydobyć się koleją. Należy zatem udać się na Beijing West Railway Station, czyli na najważniejszy w stolicy dworzec kolejowy Pekin Zachodni, największy taki obiekt w Azji.
Przed nami 1200 km w głąb kontynentu w dziesięciogodzinnej podróży (bez opóźnień), wagonem sypialnym, idealnie czystym i bezszelestnie pomykającym do kolejnej stolicy cesarskich Chin. Ale to jeszcze nie rekord chińskiej szybkości. Pobijemy go wkrótce.
Tymczasem nocą zasuwamy do Xi'an...
CHIŃSKI PLUS kliknij