Kiedyś dość przypadkowo wylądowałem w Sarandë, w trzecim co do wielkości porcie Albanii, już po zejściu na ląd poczułem, że do tego kraju kiedyś powrócę. Znalazłem się przecież w miejscu tajemniczym, jeszcze niedawno całkowicie odciętym od świata i przez to intrygującym. Trudno o inne odczucia, kiedy przybysza witają rzędy bunkrów z otworami strzelniczymi nakierowanymi na "nacierającego" wroga.
Powrót był możliwy po doświadczeniu, że Albańczycy są narodem gościnnym, a umocnienia wojskowe to jedynie komunistyczny wstyd, przejaw zniewolenia w najprymitywniejszym wydaniu. Wiadomo, że każdy despota boi się wszystkiego i innych ludzi nienawidzi, nawet współziomków, których w wyrafinowany sposób prześladuje. Naród albański od prawieków podbijany przez sąsiadów (Greków, Turków, Włochów, Serbów i jedyny Allah wie kogo jeszcze) doskonale rozumie, co w chorych umysłach polityków buzuje. Może dlatego mieszkańcy państwa o obco brzmiącej nazwie Shqipëria są tak niepodobni do żywiołu bałkańskiego? Styl życia, obyczaje, religia, a zwłaszcza język, nie przypominają niczego, co ich otacza.
Jedyny ocalały zabytek religijny w Tiranie
Językiem albańskim należącym do grupy satem, a według niektórych znawców - językiem iliryjskim, włada nieco ponad 6 mln ludzi, żyjących głównie w Albanii, Kosowie i licznej diasporze zarobkowej we Włoszech oraz Grecji. Mimo językowej bariery kontakt z miejscowymi nie jest trudny. Wynika to z faktu, że mamy do czynienia z ludźmi przyjaźnie nastawionymi do gości, co nakazuje im zbiór kulturowych prawideł zawartych w tzw. kanun.
Podróżując po Albanii warto znać włoski, grecki lub angielski. Ten ostatni przydaje się zwłaszcza w kontaktach z ludźmi młodszej generacji. Można też ryzykować pomieszanie pojedynczych słów angielskich z greckimi i włoskimi a człowiek jakoś sobie poradzi. Zwłaszcza obcokrajowiec oczekujący pomocy. Młody i stary Albańczyk wesprze i wspomoże, niekoniecznie oczekując zapłaty. Zupełnie niepojęte są zachowania policji. Obcokrajowcom płazem uchodzą wykroczenia drogowe, ba!, samochody z obcą rejestracją nie podlegają kontroli! Kierowca albańskiego pojazdu wiozący zagranicznych turystów zrobi wszystko by policja drogowa wiedziała, kto znajduje się na pokładzie. Wtedy czuje się naprawdę komfortowo. Kosowarzy i Albańczycy natomiast przez stróżów prawa są traktowani beznamiętnie.
Mimo że Albania leży w małej Europie dostać się tam niełatwo. Najdogodniejsza wydaje się droga powietrzna ze śródlądowaniem w Budapeszcie i potem w porcie lotniczym im. Matki Teresy w Rinas, zlokalizowanym nieopodal stołecznej Tirany. Można też dopłynąć promem z Włoch, a ściślej z ostrogi "włoskiego buta" z portu Bari w Apulii lub z greckiej wyspy Korfu. Polacy mogą doświadczyć podróży kombinowanej: po lądzie i morzu z Wenecji przepływając cały Adriatyk, po uprzednim pokonaniu terytorium Czech i Austrii.
Bohater narodowy Albanii - Skanderbeg
Tym razem wybraliśmy drogę kontynentalną poprzez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię i Macedonię. To wielogodzinny mozół podróżniczy polegający na pokonywaniu kolejnych barier granicznych ze szczególną uciążliwością granicy serbsko-macedońskiej, gdzie służby graniczne kieszonkowego państwa o dziwnej nazwie Macedonia są wyjątkowo nieżyczliwe. Każdy pretekst jest dobry by zażądać łapówki, wystarczy rzekoma (zupełnie kretyńska i na chybcika wymyślona) "nieprawidłowość" po stronie obcokrajowca. Ten wariant podróżny, zdecydowanie niefortunny, miał uprościć zwiedzanie Albanii począwszy od północy, a skończywszy na południu, gdzie po raz pierwszy stanąłem na zabunkrowanym terytorium. Na ten moment mogę stwierdzić, że Shqipëria została zdobyta bez jednego wystrzału na całej swojej długości: od Durrës, zahaczając o Tiranę, Kruję, starożytną Apollonię, poprzez Vlorë i właśnie po leżący tuż przy granicy Grecji port Sarandë.
Jaka jest Albania? Dziwna i jakby swojsko dzika, szalona i... szukam najodpowiedniejszego określenia... eklektyczna. Tak, to w moim odczuciu właściwe określenie. Na eklektyzm ów składa się niepojęty rozgardiasz architektoniczny. Wszystko posadowione bez jakiejkolwiek logiki topograficznej. No bo jak traktować budujący się wiadukt, którego wylot zamykają postawione wcześniej domy mieszkalne oraz nowiutki meczet? Kto sprawuje nadzór?! Czy zwycięży wiadukt, czy może żyjący "na drodze" wierni ze swoim imamem?
Mnóstwo przedziwnych budowli, w większości porozpoczynanych i nieskończonych lub zagospodarowanych jedynie w części. Nieomal każdy obiekt zwieńczony drutem zbrojeniowym, co nasuwa myśl, że konstrukcja kiedyś jeszcze się rozrośnie. Niektóre architektoniczne monstra dawno porzucone i zarosłe chaszczami. Obok sterty kruszywa, kamieni i miejscowego materiału budowlanego, stoi sobie - jak gdyby nic - lśniące cacuszko ze stali i szkła. Obiekt-widmo niewiadomego przeznaczenia, częstokroć zamknięty na cztery spusty. Rodzą się pytania: czyje to?, dlaczego tutaj?, co tam kiedyś będzie?
Kruja. Stolica Skanderbega
Wzdłuż traktów komunikacyjnych (z szaleństwem niedokończenia, tymczasowości i byle jakich rozjazdów) niepoliczalne stacje benzynowe. Wygląda to tak, jakby wszyscy w tym kraju chcieli handlować paliwem i... myć cudze samochody. Benzynownie na ogół monumentalne, z rozmachem i - ma się rozumieć - niedokończone.
Na Riwierze Albańskiej hotel na hotelu i wyraźnie widać, że wykorzystywane są tylko nieliczne. Lśniąca nowością większość czeka na złoty czas, choć aura od maja do października gwarantowana. Piękne, piaszczyste i kamieniste plaże przy czystym morzu raczej wyludnione, z pojedynczymi Kosowarami, Czarnogórcami i Macedończykami. Polak to ktoś naprawdę z daleka, turysta raczej błądzący. O pozbawionych dostępu do morza Czechach, Słowach, Węgrach, nie mówiąc już o bogatych emerytach niemieckich, nawet tych z dawnego NRD, można jedynie pomarzyć.
Przedstawione obrazki stanowią wyjątkowy poligon dla znakomitego prozaika Andrzeja Stasiuka, który w swoim niepowtarzalnym stylu Bałkany już opisał. Przy takim literacie nie śmiem nawet kusić się na głębsze porównania, stać mnie co najwyżej na grafomańskie wygibasy.
Matka Teresa w Tiranie
Tożsamość narodu trzeba oprzeć na niekwestionowanych autorytetach. Narodowa świadomość Albańczyków miała być budowana wokół wodza komunistycznego, w rzeczywistości kłótliwego dyktatora, który po kolei popadał w konflikty z przyjaciółmi z Moskwy, Pekinu, Belgradu i pozostałych oaz, gdzie rozkwitała świetlana ponoć ideologia ludzkości. Nieszczęśnik unieszczęśliwił nieszczęsny naród pogrążając ziomków w totalnej izolacji. Dzisiejsi Albańczycy stawiają pomniki Matce Teresie z Kalkuty, na każdym kroku przypominając, że choć przyszła na świat w stolicy Macedonii - Skopje, miała albańskich rodziców. Czy błogosławiona jest bardziej Albanką, czy też Macedonką pozostaje sporem otwartym. A tak naprawdę: czy to istotne, kim był Fryderyk Chopin, bardziej Francuzem czy Polakiem? Ważne, że komponował absolutnie po polsku. Takie spory u nas, już na szczęście, niewiele znaczą i wzbudzają najwyżej politowanie. Powoli przestaje się nawet liczyć twierdzenie, że Kopernik jednak... była kobietą?
Poznanie danego państwa byłoby kulawe bez odwiedzenia stolicy. Tiranę uznaję za metropolię rozczarowującą. Niestety, mimo obalenia pomników Envera Hodży - komunistycznego satrapy, wciąż wyczuwa się stęchliznę komuny. Rozległe płace i brzydkie obiekty są świadectwem bezguścia towarzystwa spod znaku sierpa i młota. Trudno radować się z pomnika historycznego ojca Albanii Gjergj Kastrioti Skanderbega (Skënderbeu), który stanął na placu swego imienia, dokładnie tam, gdzie po wsze czasy honorowe miejsce gwarantowano znienawidzonemu dzisiaj Hodży.
Skënderbeu na koniu spoziera na jedyny ocalały w Tiranie meczet, pozostawiony dla potomnych oraz pojedynczych gości ze świata, jakich watażka do Albanii wpuszczał. Świątynia miała dawać świadectwo, że religia jest już anachronizmem i tak naprawdę nikomu do szczęścia nie jest potrzebna. Miał tego dowodzić zawsze wyludniony meczet w samym centrum stolicy. Wedle porąbanego konceptu Hodży Albania usiłowała być pierwszym w świecie ateistycznym rajem.
Piramida "chwały" Envera Hodży
Powoli odradzający się islam wciąż nie dorównuje "religii" nazywanej przekornie albanizmem, czyli wyznaniem bez Boga/Allaha. Ponad nowymi osiedlami górują już minarety, ale gorliwej religijności raczej nie doświadczymy. Pojedyncze chusty muzułmańskich kobiet religijnej wiosny nie czynią. Albania stroi się po europejsku, w tandetnym stylu włoskim. Po to przecież przystąpiła do wszystkich struktur z NATO na czele i ambitnie pretenduje do Unii Europejskiej. Na razie, obok Mołdawii, Shqipëria pozostaje najbiedniejszym krajem naszego kontynentu.
Urzędnicy unijni doskonale wiedzą, że - ze względu na wpłaty pracujących za granicą i pomoc zewnętrzną - bilans handlowy Albanii jest bardzo niekorzystny. Znaczna przewaga importu (2,9 mld $) nad eksportem (763 mln $) nakręca spiralę zadłużenia. W takiej sytuacji marzenia o miejscu w strukturach europejskich trzeba odłożyć na całe dziesięciolecia.
Bunkier ewakuacyjny Envera Hodży w centrum Tirany
Albańczykom pozostaje eksponowanie flagi albańskiej obok barw europejskich i wszędobylskiej bandery USA. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej zajmują w Albanii pozycję wyjątkową. Po pamiętnym krachu piramid finansowych, doprowadzających ekonomię Albanii do ruiny, w roku 2007 kraj ten odwiedził George W. Bush. Przybył z pomocą i w mieście Kruja wypił nawet kawę. Zaszczycona restauracja na pamiątkę przyjęła jego imię! Nieopodal postawiono pomnik Busha-juniora z dłonią wskazującą właściwy kierunek rozwoju.
Polacy kiedyś odmieniali wizerunek kraju przy pomocy akcji: Teraz Polska! Był to pionierski czas, kiedy nadwiślańscy postkomuniści chcieli spłukać kurz niesłusznej epoki by wprowadzić Polskę do Unii. Pomimo obśmiewania przez rodzimą bieda-prawicę "Teraz Polska" okazała się akcją nośną i finalnie udaną. Dokonaliśmy niemożliwego i staliśmy się ważnym elementem europejskiej rodziny. Albańscy przyjaciele mogliby trochę od nas odgapić, powinni więc zakrzyknąć: Teraz Shqipëria! Teraz Albania!
Tak naprawdę: Albańczycy nie mają żadnego wyjścia i są skazani na sukces.