Reportaż z miejsca, gdzie ocean spotyka tradycję, a cisza ma smak soli i gliny.
Pornic nie było na mojej liście podróży. Aż do dnia, kiedy stanęłam na klifie, patrząc na ocean, który grał mi pod stopami własną, szumiącą opowieść. Nie szukałam go i trafiłam tam trochę przypadkiem. Pornic nie miało być celem, raczej chwilą oddechu.
A jednak zostało ze mną na długo – solą na ustach, ciszą poranka, światłem o zmierzchu odbitym od murów zamku.
W tej małej nadmorskiej miejscowości położonej na południowym zachodzie Francji, w regionie Loara Atlantycka, zapach soli miesza się z aromatem kawy z lokalnej kawiarenki. Życie płynie tu powoli, ale intensywnie. Pornic to miasteczko, które odkrywa się zmysłami, a nie przewodnikiem.
Thalasso – luksus pod szumem fal
Gdy pierwszy raz przekroczyłam próg Alliance Pornic Thalasso & SPA, zapach eukaliptusa i jodu otulił mnie jak ciepły pled. Centrum nie wyglądało jak zwykłe SPA – raczej jak świątynia relaksu. Z dużych okien roztaczał się widok na plażę La Source, gdzie fale rytmicznie pieściły brzeg. Centrum Thalasso nie przypomina luksusowych kurortów – jest jak dom z widokiem na morze oferujące szeroki wachlarz zabiegów relaksujących, pakietów tematycznych oraz programów zdrowotnych. Skutecznie łagodzą one stres, zmęczenie, dolegliwości skórne i napięcia mięśniowe, przywracając równowagę ciała i umysłu.
Thalassoterapia to metoda leczenia i relaksu wykorzystująca właściwości morskiego klimatu, wody morskiej, alg i błota. Wszystkie zabiegi są wykonywane przez wykwalifikowany personel, w tym lekarzy, fizjoterapeutów i dietetyków. SPA położone jest w malowniczej zatoce, otoczone sosnami i zielenią, z widokiem na plażę. Ciepła woda morska, zapach alg, błoto z głębin i masaż, który bardziej przypominał kołysanie. To była magiczna chwila wytchnienia, która przywróciła moją harmonię i wewnętrzny spokój.
Fot. Anna Molęda-Kompolt
Tutaj thalassoterapia nie jest marketingowym sloganem, tylko filozofią. Wszystko to, co ocean ma najlepsze, wykorzystuje się tu do leczenia ciała i uspokojenia umysłu. Kobieta w białym fartuchu, z dłonią na moim ramieniu, mówiła cicho: „Tu się oddycha wolniej. Tu się wraca do siebie”. I miała rację. To idealne miejsce dla tych, którzy szukają regeneracji ciała i ducha – z widokiem na ocean i dźwiękiem fal w tle.
Zamek, który patrzy na ocean
Na klifie nad portem, w miejscu, gdzie zachody słońca wyglądają jak sceny z francuskiego filmu, stoi Zamek Château de Pornic. Jego kamienne mury pamiętają rycerzy, wojny i książęta Bretanii. Dziś, osadzony w zieleni i ciszy, wygląda, jakby zamiast broni, strzegł wspomnień. Obecnie zamek jest prywatną rezydencją należącą do rodziny de Vogüé. Choć nie jest dostępny do zwiedzania na co dzień, jego dziedziniec można zobaczyć podczas specjalnych okazji, takich jak Europejskie Dni Dziedzictwa czy letnie wycieczki organizowane przez lokalne biuro turystyczne. Podczas pobytu miałam niecodzienną przyjemność odbyć fascynującą rozmowę z właścicielem Zamku – Panem Robertem de Vogüe, który z pasją opowiadał o historii miasta, jego tradycjach i bogatej kulturze. Historia zamku sięga X wieku, a przez kolejne stulecia pełnił on funkcje obronne, mieszkalne i reprezentacyjne.
Fot. Anna Molęda-Kompolt
Spacerując wzdłuż wody, czułam się jak bohaterka historii, która już dawno została napisana, ale jeszcze nieprzeczytana. I tylko rybak siedzący na murku rzucał mi porozumiewawcze spojrzenia, jakby wiedział, że zamek pokazuje się tylko tym, którzy potrafią słuchać. Spacer wokół portu to niezapomniane doświadczenie, które łączy historię, naturę i lokalną kulturę w jednym miejscu. Ścieżka prowadzi wzdłuż wybrzeża, oferując widoki na klify i plaże, takie jak Noëveillard i La Source. To idealne miejsce na relaks i kontemplację natury. Wieczorem zamek zyskuje szczególnie magiczny charakter. Subtelne podświetlenie podkreśla jego średniowieczne mury, wieże i dachy, odbijając się w spokojnych wodach zatoki. W tej aurze ciszy i światła zamek wydaje się niemal bajkowy. Miałam wrażenie jakby czas się tu zatrzymał, a historia nadal cicho szeptała między kamiennymi ścianami. To widok, który zapada w pamięć i budzi wyobraźnię.
Rzemieślnicy od serca – fajans, który mówi
W niewielkiej pracowni Faïencerie de Pornic pachnie farbą, gliną i czymś, co można by nazwać dzieciństwem. Każdy kubek, talerz czy miska to ręcznie malowane maleństwo z duszą. Obserwowałam, jak starsza kobieta pochyla się nad białą ceramiką i z precyzją artysty maluje marynarza z wąsem i bretońską czapeczką. „Tu nic nie jest identyczne. Tak, jak ludzie” – mówi z uśmiechem.
Fot. Anna Molęda-Kompolt
To nie są pamiątki, to mikroportrety regionu. Czasem z zabawnym napisem, czasem z imieniem. Zawsze – z sercem. Zabierając jeden do domu, miałam wrażenie, że biorę ze sobą kawałek Pornic. Można zamówić swój własny kubek. Można też po prostu patrzeć, jak rodzi się sztuka użytkowa, która nie chce być modna, ale chce być prawdziwa.
Fot. Anna Molęda-Kompolt
Rytm życia – święta, wiatr i muzyka
Tu każdy sezon ma swój własny festiwal, jakby mieszkańcy uznali, że warto celebrować wszystko – od wiatru po dźwięki ulicznych gitar.
Na Festival de la Chanson de Café muzyka nie gra z głośników, tylko z dusz artystów, którzy siadają w kącie kawiarni i po prostu zaczynają śpiewać. Przechodnie zatrzymują się, ktoś wznosi toast. Nie ma bariery między sceną a publicznością, bo scena jest wszędzie.
Fot. Pixabay
Latem, kiedy niebo nad Atlantykiem robi się ogromne i jasne, Pornic rozkłada swoje kolorowe skrzydła – festiwal latawców nad brzegiem przyciąga dzieci, dorosłych i aparat fotograficzny każdego turysty. Lokalni artyści opowiadają o swoim rzemiośle, dzieci puszczają latawce, a wieczorem – w ogródku kawiarni – ktoś gra stary kawałek Brassensa. To nie festiwal. To życie. Przez chwilę należysz do tej społeczności.
A potem… już nie chcesz wracać.
Najważniejsze wydarzenia i festiwale w Pornic:
Fête des Filets Bleus (Święto Niebieskich Sieci)
Choć pierwotnie związane z bretońskim miastem Concarneau, Pornic ma swoje wersje lokalnych morskich świąt, które celebrują dziedzictwo rybackie regionu. Podczas festynów można podziwiać tradycyjne stroje, tańce ludowe, koncerty szantowe i pokazy łodzi.
Festival de la Chanson de Café (Festiwal Piosenki Kawiarnianej)
Festiwal piosenki kawiarnianej, odbywający się w różnych lokalach Pornic, łączy muzykę francuską z klimatem małych scen i intymnych koncertów. Promuje młodych artystów i lokalnych twórców.
Marché des Créateurs (Targ Rzemieślników i Artystów)
Organizowany kilkukrotnie w ciągu roku targ, który prezentuje lokalne rękodzieło, biżuterię, ceramikę (w tym słynny fajans z Pornic), tekstylia i dzieła sztuki. To również świetna okazja do rozmowy z artystami i poznania lokalnych technik pracy.
Festival du Vent et des Cerfs-Volants (Festiwal Wiatru i Latawców)
Festiwal, który zachwyca kolorami i spektakularnymi formami latawców unoszących się nad wybrzeżem Atlantyku. Często towarzyszą mu warsztaty ekologiczne i pokazy dla dzieci.
Ekologiczna dusza miasta
Ale Pornic to nie tylko estetyka – to też świadomość. Ecodomaine La Fontaine, kilka kilometrów od centrum, to miejsce, które pokazuje, jak można żyć „lekko dla ziemi”. Drewniane domki, uprawy bez chemii, pszczoły, które mają więcej przestrzeni niż ludzie. Rozmawiałam z właścicielką podczas warsztatów robienia naturalnych kosmetyków. „Chcieliśmy stworzyć miejsce, które nie tylko daje odpoczynek, ale też uczy. Żebyś po wyjeździe lepiej się czuła i wiedziała, jak być lepszym dla planety.” Tam, między grządkami z miętą i lawendą, zrozumiałam, że wypoczynek może być czymś więcej niż luksusem. Może być wyborem.
Fot. Anna Molęda-Kompolt
Właściciel miał już dość korporacji. Chciał miejsca, gdzie żyje się naprawdę. Uprawiają tu warzywa, uczą permakultury (holistyczne podejście do projektowania i zarządzania ekosystemami, które wzoruje się na wzorcach naturalnych) i gotują ze świeżych ziół. Wieczory upływają przy ogniu – w rytmie jogi, dźwiękach muzyki świata i salwach śmiechu. Nic dziwnego, że weekendowi goście zostają na tydzień… albo dwa.
Pornic – gdzie czas się zatrzymuje
Pod koniec mojego pobytu poszłam jeszcze raz do portu. Tym razem nie szukałam już niczego konkretnego – chciałam po prostu posiedzieć. Słońce chowało się za horyzont, a wiatr przynosił zapach ryby, lawendy i… ciepłej gliny. Pornic to nie kurort. To opowieść: o prostocie, która nie nudzi, o tradycji, która nie męczy i o ludziach, którzy nie udają, że są kimś innym. I choć wyjeżdżając, zabrałam tylko zdjęcia, w głowie zostało mi coś więcej – dźwięk fal, dotyk ceramiki i smak bagietki jedzonej na schodkach portu.
Fot. Pixabay
Bo czasem trzeba zjechać z utartego szlaku, by znaleźć coś, czego się nie szukało. I właśnie wtedy trafia się do Pornic.
Tekst: Anna Molęda–Kompolt