polamana lawkaNo cóż, tym razem anegdota się nie sprawdziła. Pewnie powieszą obu - i to z wielkim huczkiem - chyba, że wcześniej we czworo zatoń-ą.

 

A, że zatoń-ący brzytwy się chwyta, to i przed wieszczeniem powieszenia zakłuli jeszcze. To ?zakłuli", to lekka przesada, ot tak im się zdało, że może ugryzą na koniec tego, którego liznąć nawet nie mogli. No i jak pomyśleli (?), tak zrobili. Ale, ale - od początku zacznijmy. Popek robił u kowala za hmm... drwala? Tak, drwala, rąbał, co i w co się dało, a kowal przyklepywał ciężką, jak - nie przymierzając: drewniana parkowa ławka - łapą. Klepał, co się dało, byleby jakoś brzmiało. Jednak na rąbanie i klepanie też trzeba jakiejś kasy. Popek głupi, kowal silny, więc znalazł się ?mądry", który chciał zarobić na rąbaniu i przyklepywaniu. I zamierzał to zrobić z wielkim huczkiem. Tak powstała spółka, bractwo, wariactwo, ponuractwo, panoramiactwo? Jej naczelną dewizą było ?mówić, co się wie" a nie ?wiedzieć, co się mówi". Tak wzajemnie się podpuszczając, hucząco pisali o aferach wielkich. Miejsca brakłoby wypisać wszystkie afery wytropione przez popka i kowala. Jednak, ta ostatnia jest warta przypomnienia.

Popek opisał, kowal przyklepał panoramiczny tekst, który z małym huczkiem zrobił wrażenie na obserwatorach. Wrażenie różne, jedni pokiwali głową z politowaniem, drudzy pomyśleli sobie: ot, wojak niedoszły drwi z pułkownika, zazdrości stopnia, zasług i przyjaciół wielu, zazdrości w życiu normalności, rodziny i czułości. Byli też tacy, nasi rodacy, którzy kowala winili za popkowe śliny, że to kowal ze swoją panoramiczną gębą stworzył popka, aby ten rębał, że te popkowe rębanie, to nic innego jak huczenie i gderanie. Gadają też, że popka wymyślił kowal, a sam się pod ławkę schował. Dopiero, kiedy z huczkiem pewien Wojtek to sfotografował, znaczy zdjęcie panoramiczne zrobił, kowal się odrodził, odmłodził, odciążył i przy tym głupi myślał, że zwyciężył. Jak się zwykle okazuje, historię życie tworzy i opisuje. Tak też się tym razem stało.

Pewnego listopadowego poranka, popek spacerując z psem (tak, tak i popka psy pokochały wreszcie) po wojennych ścieżkach na obrzeżach miasta, napotkał kowala. Pewnie w innych warunkach przywitaliby się czule, uścisnęli, po kielichu walnęli, prosto mówiąc: dzień hucznie spędzili. Jednak kowal nie był w humorze, powiedział popkowi, że to już koniec życia hucznego, że koniec przywalania bezkarnego, że koniec łatwych zarobków, że to po prostu koniec kowala i popka, że koniec nadchodzi z hukiem i, że ludziska zaczną omijać panoramę wielkim łukiem.

Wielce się tym popek zmartwił, usiadł i bodajże pierwszy raz w życiu pomyślał. Po co mi to było, po co głupoty pisałem, ludzi obrażałem, dlaczego byłem taki głupi i myślałem, że lud to kupi? Co ja teraz biedny pocznę, może się do Afganistanu kopnę, może wyjadę do ciepłych krajów i poczuję się jak w raju. Te popkowe zasmucenie udzieliło się też kowalowi. On też zaczął mówić, że przyjdą nowi, że nas w końcu pogonią, że inni razem z nimi zatoń-ą, że z hukiem się nie obronią.

Jak się okazało wkrótce, obaj mieli rację, no bo przecież żyjemy w demokracji.