sobota, 20 kwietnia 2024

uodra01Polskie Opole jest położone nad Odrą, niemieckie Oppeln leży an der Oder. Górnoślązacy zwą ją po swojemu: „Uodra”. Czy w górnośląskiej mowie pierwotna nazwa tej rzeki wybrzmiewa najtrafniej, najrdzenniej? Prainoeuropejskie „uodr” znaczy „woda”.

 

 

 

 

„Żaden lud nie rozumie nazw swoich wielkich rzek.
Są one echem dawnych wieków i nieraz wymarłych ludów”.
(Stanisław Rospond)

 

 

 

Dziś, gdy posiadam już więcej czasu i chyba też więcej świadomości, by głębiej studiować tylko wybrane sprawy, które pasjonują i urzekają najbardziej, rozpoczęłam poznawanie Odry. Ale nie tej z podręczników, folderów i konferencji. Aby rzekę bliżej poznać i zrozumieć, należy się na niej położyć, pozwolić unieść, posłuchać jak brzmi, pachnie, jak współgra z krajobrazem, naturą i ludźmi.

 

Rozpoczęłyśmy naszą wędrówkę z nurtem Odry na początku czerwca. Płyniemy w trzech etapach, z przystani nad Jeziorem Srebrnym w Januszkowicach do Berlina. Pierwszy etap: Januszkowice – Brzeg, początek czerwca, urodziny Gośki. W brzeskiej marinie zostawiłyśmy łódkę. Trzy tygodnie później, na świętego Jana, ustrojone w wianki, pokonałyśmy trasę z Brzegu do Kostrzyna nad Odrą. Początek sierpnia poświęcimy na odcinek Odrą graniczną, kanałami do i wokół Berlina.

 

Najważniejsza w naszej załodze jest Gośka z Ostrowca Świętokrzyskiego. Gośka ma własny jacht, żegluje od niemal 30 lat, mamy do niej pełne zaufanie, że podróż będzie bezpieczna. Jest nas piątka blond dziewcząt w wieku 60 +, uznawanym urzędowo za tzw. senioralny i młodsza od nas o dekadę Agnieszka z Kamienia Śląskiego. Ponieważ nasza łódka nazywa się i jest faktycznie „Za mała”, miejsca wystarcza na pokładzie jedynie dla czterech. Przyjaciółki Gosi z Ostrowca: Dorota, Basia i Seksia wymieniają się w kolejnych etapach. Ja do załogi dojeżdżam z Ciechocinka.

 

Podobno jesteśmy pierwszą taką ekipą na Odrze, więc śluzowi, bosmani w portach i marinach pytają, skąd ten pomysł, jak się organizujemy logistycznie i…gdzie nasi mężczyźni. Wszyscy są dla nas przemili i bardzo pomocni. Jedni – mocno zadziwieni, że nam się chce pokonywać tyle śluz, inni „też by tak chcieli”, ale niestety muszą pracować, więc zazdroszczą nam… czasu. My z kolei na temat „tak zwanego braku czasu” mamy swoje zdanie. Każdy człowiek czasu ma tyle samo: jednakowo po 24 godziny. My też pracujemy, a w zasadzie kierujemy własnymi firmami. Czas to chyba jedyna wartość, której nie da się kupić, ale można nim zarządzać, pokonując liczne pokusy marnotrawienia.

 

Czytaj całość na polskiemedia.org

 

 

TTG dziennik turystyczny

 

 

 

 

zdrowie na pasku