p porayski-pomstaKapuściński był świadkiem upadku pewnego świata, skorumpowanego, wypalonego i ? jak nie on jeden sądził ? niepotrzebnego, hamującego postęp.

 

(fragmenty zapisków z podróży)

Addis Abeba, wrzesień 2008

Hajle Salasje nie jest bez winy. W 1973 roku, w prowincji Wollo w północnej Abisynii wybucha klęska głodu. ?To w Etiopii właśnie ? napisze francuski dziennikarz Jean-Claude Guillebaud ? moje oczy widziały tłumy umierające z głodu i góry trupów zalegających na kamieniach w okolicach Woldii i Mekele. Chcę powiedzieć wyraźnie: tłumy i trupy. Setki trupów... Było to w 1973 roku za panowania Hajle Salasje, króla królów, domniemanego potomka królowej Saby i króla Salomona, ojca panafrykanizmu, emblematycznej ofiary włoskiego faszyzmu, oświeconego monarchy legendarnego cesarstwa, którego Zachód pobożnie emablował. [...] Legendarny? Oświecony? Pamiętam zwłaszcza, że okoliczne spichlerze wypełnione były po brzegi sorgo i t?efem. Kupcy i balabatsi (wielcy obszarnicy) cieszyli się po cichu z eksplozji cen. [...] Pamiętam dokładnie tych mężczyzn i kobiety walających się na poboczach dróg jak szmaty, te trupy w pośpiechu zakopywane przy tukulach (domach), gdy tymczasem wokół życie toczyło się dalej. Przy muzyce rozbrzmiewającej na ulicach Dessie i przy rozświetlonych witrynach bunnabetów (kawiarni). [...] Można było umrzeć na progu domu, w którym ucztowali bogaci.?.   

 

zielona-abisynia1Mimo że dwór cesarski wie o głodzie, wstrzymuje się z podaniem tego faktu do publicznej wiadomości ze względów... prestiżowych. Osiemdziesięciojednoletni starzec, Hajle Salasje, nie panuje już nad rzeczywistością, choć do ostatnich chwil przed aresztowaniem, kiedy otaczali go już tylko ci z najwierniejszych, którzy nie zostali uwięzieni, wierzy, że jest przeciwnie. A tymczasem tylko przez kilka porannych godzin jest świadomy tego, co robi. ?Jest szorstki, poniża swoich ministrów i nie słucha ich?, pisze francuski dziennikarz Jean-Marie Damblain. Niektórzy twierdzą, że gdyby Haile Salasje umarł dwadzieścia lat wcześniej, mógłby być dawany młodym pokoleniom za wzór i źródło inspiracji. Dziennikarz ?The Economist? pisze, że Hajle Salasje to wielki człowiek, ale jego jedynym osiągnięciem jest to, że przeniósł Etiopię z XIII do XIV wieku. Oriana Fallaci, która dostąpiła zaszczytu audiencji (w 1972 roku) i została z niej wyrzucona za niestosowne zachowanie, pisze z niesmakiem, że negus z pewnością nie wygląda na osiemdziesiąt lat, raczej na dziewięćdziesiąt, a nawet sto. Widzimy zatem, że Kapuściński nie był wyjątkiem w swojej ocenie cesarza. Dziś Etiopczycy, zwłaszcza ci, którzy pamiętają piekło czerwonej dyktatury DERGu, pytają jednak: dlaczego on to napisał? Bo jeśli za czasów Hajle Salasje Etiopia tkwiła w średniowieczu, to za dyktatury DERGu cofnęła się do epoki barbarzyństwa. 

 

Mengistu Hajle Mariam, człowiek znikąd, który stanął na czele komitetu koordynacyjnego sił zbrojnych, w skrócie DERG, mordował masowo, z zimną krwią i bez sądu. ?[...] miałem zamiar odnaleźć świat, który został zmieniony karabinami maszynowymi Czwartej Dywizji ? napisze o wczesnych latach rządów DERGu Kapuściński ? Te karabiny są zamontowane na amerykańskich jeepach, obok siedzenia kierowcy. Obsługują je strzelcy, których zawodem jest zabijanie.? Przekazanie ciała zabitego rodzinie wymagało wcześniej opłacenia ceny pocisku. Ginęli erytrejscy i tygryjscy rebelianci, ale też wszyscy ci, którzy podważali cele rewolucji, czy zwyczajnie przeciwnicy polityczni. Setki tysięcy chłopów zostało wypędzonych ze swoich wiosek i siłą osiedlonych o setki kilometrów od domu, gdzie mieli rozpoczynać nowe, skolektywizowane życie. Na bagnistych, malarycznych terenach, dokąd ich wywożono, dla wielu deportacja oznaczała śmierć. Barbarzyństwo nie działo się tylko na ulicy, ale również w łonie samego DERGu: Henze pisze, że podczas posiedzeń Komitetu często dochodziło do strzelaniny, a wtedy z sali obrad wynoszono trupy. Sam Mengitsu zresztą stanął na czele DERGu, zastrzeliwszy wcześniej na posiedzeniu swojego poprzednika. Obecnie większość historyków jest przekonana, że to on także osobiście zadusił poduszką ostatniego negusa. W każdym razie nikt, jak niegdyś Kapuściński, nie twierdzi już, że Hajle Salasje umarł na niewydolność krążenia. Terror i wojna domowa trwały siedemnaście lat, siedemnaście lat koszmaru, podczas których klęska głodu w 1984 roku była nie więcej niż epizodem. 

 zielona-abisynia2

zielona-abisynia3

Ale to nie zbrodnie DERGu, przez kontrast, przemawiają na korzyść ostatniego cesarza. Hajle Salasje, jak niewielu przywódców afrykańskich, niezależnie od błędów, klęsk i porażek, z pewnością nie zasłużył sobie na etykietę prowincjonalnego satrapy. Wystarczająco argumentów pozwala przedstawić negusa w świetle korzystniejszym, niż można by wywnioskować z lektury ?Cesarza?. A niekiedy nawet w bardzo dobrym. Trudno bowiem zaprzeczyć, że Hajle Salasje był politykiem na swój sposób wybitnym. Choćby dlatego, że dzięki jego uporowi Etiopia pozostała jedynym afrykańskim krajem, który nigdy nie uległ zachodniej kolonizacji. Kilkuletni epizod Africa Orientale Italiana to bardziej okupacja niż kolonizacja. Hajle Salasje nie szczędził wysiłków, żeby przegnać okupanta z kraju, i ostatecznie triumfował. Po włoskiej inwazji, niezwykle krwawej, ostatni negus, który wcześniej wprowadził Etiopię ? znów, jako jedyne afrykańskie państwo ? do Ligi Narodów, bezskutecznie ostrzegał świat przed groźbą faszyzmu. ?Trudno patrzeć inaczej niż z wielkim podziwem i wdzięcznością na człowieka, który 30 lipca 1936 roku, z genewskiej trybuny Ligi Narodów donosił światu o zbrodniach faszyzmu i przestrzegał, że Etiopia nie jest ostatnią ofiarą tej śmiercionośnej ideologii? ? pisze jego biograf Angelo Del Boca. Marzyła mu się zjednoczona Afryka. Nie gdzie indziej jak w Addis Abebie światło dzienne ujrzała Unia Afrykańska, zalążek nigdy nieosiągniętej jedności udręczonego kolonializmem kontynentu. Wreszcie Hajle Salasje dał Etiopii, krajowi tkwiącemu co najmniej jedną nogą w średniowieczu, dwie konstytucje. Marne i zachowawcze, ale zawsze konstytucje. Zresztą w owym pamiętnym 1973 roku, kiedy stawało się oczywiste, że dni starego cesarza są policzone, nadzieje na postęp były ogromne. Rządy przejąć miał wskazany przez Hajle Salasje następca, a Etiopia stać się miała monarchią konstytucyjną... Tyle że sprawy sukcesji uległy nieoczekiwanym komplikacjom, a wszystkie starcze próby reform przyszły zbyt późno. Na fali entuzjazmu, protestów i społecznego niezadowolenia, zwłaszcza katastrofy głodu, do przejęcia władzy szykowała się armia. Kapuściński był zatem świadkiem upadku pewnego świata, skorumpowanego, wypalonego i ? jak nie on jeden sądził ? niepotrzebnego, hamującego postęp. Tę właśnie starość monarchy i systemu poddał w ?Cesarzu? brutalnej i niewolnej od pogardy krytyce. Cokolwiek jednak by o książce Kapuścińskiego nie sądzić, jakkolwiek nie ocenić, wśród drwin, przemilczeń i półprawd na temat jej głównego bohatera, wyczytać można co najmniej jedną prawdę uniwersalną, jeden z grzechów kapitalnych władzy, który zbyt często i z jakąż bezmyślnością ciągnie za sobą serie katastrof, cierpień i łez: trwanie. ?Choćbyście robili jeszcze coś dobrego, siedzicie tutaj zbyt długo. Powiadam więc ? odejdźcie, już chcemy się was pozbyć. Na litość boską ? wynoście się!? To Kapuściński zacytował Cromwella zwracającego się do członków Długiego Parlamentu. I za to starcze, uparte trwanie przyszło zapłacić ostatniemu negusowi ośmieszeniem. Nawet jeśli nie o niego samego w tym wszystkim szło, Hajle Salasje był niezwykle wdzięcznym modelem.