p porayski-pomstaNie tylko te ortodoksyjne zwyczaje ? w kosmopolitycznym Stambule giną one w nadmiarze różnorodności ? dowodzą, że ?pampa" żyje własnym życiem i na światowe mody i trendy patrzy obojętnym okiem.

(fragmenty dziennika)
Sierpień 2011 r.

W Trabzonie mało kto czuje potrzebę nauki międzynarodowych języków, którymi można porozumieć się ze światem. Tu mówi się tylko po turecku. Osoby mówiące po angielsku to rzadkie rodzynki w tym półmilionowym cieście ? że pozwolę sobie na to cukiernicze porównanie, w Turcji jak najbardziej na miejscu. Wśród nich recepcjonista naszego hotelu (w ograniczonym zakresie), pani w cukierni, w której zakup lodów stałby się językową mission impossible, gdyby na czas się nie pojawiła, no i pan w informacji turystycznej spędzający większość dnia siedząc na schodkach przed swoim biurem. Albowiem jeśli mówiący po angielsku są tu wyjątkiem, podobnie jest z turystami. Brak rozwrzeszczanych tłumów, plażowiczów z ręcznikami, torbami i zagrychą. Brak w ogóle innych nacji prócz Turków, może nie licząc Gruzinów, którzy licznie przybywają do Turcji za pracą. Poznawaliśmy ich po tym, że na wydukane tureckie ?meraba" (prawda, czasem przekręcone), co znaczy ?dzień dobry", nie odpowiadają w ogóle albo też ich twarze nabierają kamiennego wyrazu. Dopiero kilka słów po rosyjsku przełamywało lody. Pani w hotelowej stołówce, zrazu mrukliwa, niereagująca na ?dzień dobry" czy ?dziękuję", po kilku rosyjskich słowach przemieniła się w okropną gadułę. Stanęła przy naszym stoliku i zaczęła narzekać na swoją dolę, jak to im, Gruzinom, ciężko, pracy nie ma, a jak jest, to pieniędzy nie płacą. Najbardziej psioczyła jednak na Turków. Mówiła, że prostaki, źle wychowani, a kobiety traktują strasznie. Ale później w przypływie jakby chrześcijańskiej skruchy usłyszeliśmy od niej, że ?Turcy też ludzie". Tak jej się powiedziało?

 

 

 

koniec turcji3 3

 

Witold Szabłowski, autor ?Mordercy z miasta moreli", pisze, że ? parafrazuję ? życie kobiet na wschodzie Turcji do łatwych nie należy. W Kurdystanie ? a więc nie tutaj, ale przecież chodzi o tę samą ?pampę" ? kilkadziesiąt kobiet rocznie popełnia samobójstwo albo pada ofiarą rytualnych morderstw z powodów obyczajowych. Mordercami są bracia, mężowie lub inni członkowie rodziny. Wystarczy zbyt śmiałe spojrzenie na obcego mężczyznę, a nawet przywdzianie dżinsów zamiast tradycyjnej sukni, a następnie śmiercionośna plotka urażająca honor rodziny. Tak, chodzi o Kurdów, nie o Turków, i o Kurdystan oraz przypadki skrajne. Ale ? pisze Szabłowski ? Turcy, choć nie mordują kobiet, potrafią być dla nich bezlitośni. Domowa przemoc jest na porządku dziennym, stanowi wręcz praktykę społeczną. Kobieta jest posłuszna mężczyźnie, nigdy nie podważa jego zdania. I tak dalej.

Trochę obawialiśmy się ludzi Wschodu po tej bulwersującej lekturze, tym bardziej, że nie dane nam sprawdzić, ile w tym literackiej fantazji, ile prawdy. Nie wchodzimy nikomu do domu, a bariera językowa jest nie do przebycia, nie mówiąc o tym, że żeby zrozumieć więcej, trzeba znać nie tylko język, ale i podteksty, prosić kogoś, żeby mówił o czymś, o czym nie zawsze chce mówić. Zresztą tak czy owak trudno pytania tego rodzaju zadawać przypadkowym ludziom. A jednak ? może to pozór ? z ulicy takich zachowań nie wyczytujemy. Owszem, w Trabzonie sporo kobiet w chustach, ale w Stambule przecież ich nie mniej. Nie wyglądają w żadnym razie na zastraszone, nie noszą śladów bicia (a może te długie suknie za kostki coś kryją?), śmieją się tak samo jak kobiety na całym świecie. Widać je na skwerach i w kawiarniach w towarzystwie mężczyzn, albo nie. Zdarza się nawet, że się z mężczyznami obejmują publicznie. Z drugiej strony przydarzyła nam się taka oto historia: wysiadaliśmy z dolmusza, który przywiózł nas z lotniska do centrum miasta. Jechały z nami dwie młode kobiety, każda miała walizkę jakiejś modnej europejskiej marki. Wydawało mi się, że rozmawiały po francusku. Na ulicy wyglądały na zagubione, toteż zaoferowałem pomoc. W odpowiedzi jedna z nich burknęła coś opryskliwie, a z oczu obu dało się wyczytać mieszaninę niechęci i nieskrywanej agresji. Jeszcze chwila a rzuciłyby się na mnie z pazurami. Że były to Turczynki, nie Francuzki, zorientowałem się, nie skończywszy jeszcze pytania, jednak przecież nie o to idzie. Może zwyczajnie nie zrozumieliśmy się, ale bardziej prawdopodobne, że przekroczyłem jakąś tutejsza umowę społeczną, tę, o której pisał Szabłowski. Nakazuje ona kobietom trzymać się z dala od obcych mężczyzn. Mój niewinny, odruchowy gest mógł okazać się dla nich śmiertelnie niebezpieczny! Nawet Lonely Planet przestrzega, że na wsi lepiej nie odzywać się, ba, nawet nie spoglądać na młode dziewczyny, bo jest to źle widziane. Tu jednak staliśmy na ulicy półmilionowego miasta, a nie jakiejś dziury na końcu świata, skąd wyjazd do miasta to jak podróż na inną półkulę!

koniec turcji3 2

 Koniec cz. 3, cdn... (ciąg dalszy ? Kars, Ani ? i całość w nr. 16, ?fantastycznym", pisma literackiego ?Red.")