Tomczuk3Od zawsze istnieje w Brzegu ulica nosząca niewłaściwą nazwę. Nazwa ta została wykoncypowana poprzez przekręcenie personaliów upamiętnionej osoby. Chodzi o księdza Jana Dzierżona.

 

Od razu zastrzegam: jestem profanem i nie staję w szranki z dr. Janem Majewskiem, który z ogromnym znawstwem przedstawia w Gazecie Brzeskiej dzieje miasta z uwzględnieniem ulic po których codziennie chodzimy. Nie mam pewności, czy pan doktor wziął już na twórczy warsztat trakt, który większość z nas błędnie nazywa.
Ktoś powie, że rozdzieram szaty z powodu jednej literki 'i'. No cóż, w polskiej pisowni nawet kropki, kreski i ogonki odgrywają kluczową rolę. W zabieganiu nie zwracamy uwagi na szczegóły, oswajamy nieprawidłowe nazwy i nie zastanawiamy się nad ich sensem.

Urodzony w podkluczborskich Łowkowicach ks. Jan Dzierżon na długie lata związał się z miejscowościami zlokalizowanymi nieopodal Brzegu: Karłowicami oraz Siołkowicami, i choćby z tego względu jest nam bliski. Badacz zjawiska partenogenezy pszczół, jak mało kto zasłużył na upamiętnienie. O wielkim Polaku pięknie napisała nasza autorka - Zofia Mogilnicka, wyjątkowo celnie tytułując wspomnienie: Kopernik ula.

 

Skąd wziął się chochlik?

 

niewiadomogogo1

 

Stara tablica wiele wyjaśnia. Nadanie nazwy nastąpiło w epoce, kiedy poprzedzanie nazwiska rzeczownikiem ?ksiądz? było ideologicznie niesłuszne. Zacząłem więc dochodzić, że decydenci nie mieli na uwadze wielkiego uczonego, a jakiegoś zasłużonego towarzysza. Ale to mylny trop, wujek Google nie przybliża żadnej znaczącej osoby noszącej nazwisko Dzierżoń. Nie znajduję więc uzasadnienia dla takiej pisowni.
Przekręcanie nazwisk to niegodziwość, a honorowanie historycznych postaci przekombinowanymi personaliami jest dowodem braku kultury. W tym przypadku mamy do czynienia z urzędową hucpą, wynikającą z niedouczenia i niedoczytania.

 

Spójrzmy na kolejne zdjęcie.

 

niewiadomokogo2

 

Oto pachnąca świeżością tablica powielająca niechlujstwo poprzednich włodarzy. Obok sprofanowanego herbu wysmażono nazwiskowy pasztet. Nowe tablice udekorowane kilofami zapowiedziała hucznie poprzednia administracja. Był to hit dwunastolecia, fajerwerk na końcówkę kadencji, kiedy zabrakło wymiernych sukcesów i kazano nam się cieszyć niedorzeczną mariną i właśnie fikuśnymi kotwicami.
Dlaczego przy wymianie tablic nie skorzystano z okazji skorygowania nazwiska patrona ulicy? Nikt dzisiaj tego nie wie. Póki co jest jak było i dalej można myśleć, że nie chodzi o człowieka, który rozwinął teorię dzieworództwa pszczół.

Mam coś na pocieszenie. Jeśli redaktor NTO Krzysztof Ogiolda nie zniekształca personaliów księdza, a w Kluczborku i Nysie czci się ks. Jana Dzierżona bez przekręcania nazwiska, to już w metropolitarnym Wrocławiu obowiązuje zasada: hulaj dusza - piekła nie ma. Tamże, przy ul. Kazimierza Bartla, u podnóża 400-letniego dębu, umieszczono głaz z wyrytym nazwiskiem o nieprawidłowej pisowni. Nie popisali się też gospodarze Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, fundujący wybitnemu pszczelarzowi popiersie z kompromitujacym podpisem.
Kompletną indolencję obnażył zaś Piotr Szubarczyk, autor wypracowania: ?Zapomniany ks. Jan Dzierżoń", które wydrukował Nasz Dziennik. Czytamy tam m.in.: ?Warto, by z Jana Dzierżonia ? światowej sławy pszczelarza ? dumna była cała Polska, nie tylko Śląsk i miasto Dzierżoniów."
Osobiście z takiego dziennikarstwa dumny nie jestem, tym bardziej, kiedy mądrala specjalizuje się w... odkłamywaniu historii. Co łączy Dzierżona z Dzierżoniowem? - wie tylko Szubarczyk.