Tomczuk3U schyłku roku dokonujemy podsumowań. Coś się kończy, coś zaczyna. Nastaje dobry czas na wróżby. Co nas czeka w roku 2015?

 

Ciąg dalszy wróżenia z fusów, czół zmarszczonych i smug kondensacyjnych...

 

Samorządowcy pokorni?

W polityce wygrywa się jednym głosem, dosłownie, a tym głosem dysponuje każdy z nas, wystarczy, że go użyjemy uczestnicząc w akcie wyborczym. Bezsensem jest niegłosowanie z równoczesnym narzekaniem na polityków, to jakieś nieporozumienie. Jednakże z naszym pojedynczym głosem wiąże się pewien dylemat. Jak godzić się z myślą, że nie rządzą (w domyśle: nie objęli ważnych stanowisk) kandydaci, którzy osiągnęli najlepsze wyniki? Dlaczego przewodniczącym rady powiatu zostaje ktoś, na kogo zagłosowało niespełna 300 osób? Na dokładkę ten ktoś płynął na tratwie ratunkowej zmajstrowanej przez polityka tonącego, człowieka przepełnionego pychą, który kalkulował, że publika na jego tle znowu oszaleje i wywoła do czwartego BIS-u.
Przedłużenie politycznego żywota dzięki rozchybotanej tratwie jest swoistym fenomenem, tak wygląda cudowne ocalenie. Jak to w ogóle było możliwe? Mieliśmy do czynienia z cudem wynikającym z dziwacznego liczenia głosów według metody d'Hondta. System wymyślony przez belgijskiego matematyka jest zawiły i zarazem ogłupiający. Przez takie rachunki ciemny lud staje się jeszcze ciemniejszy.
Nasuwa się pytanie na lepszy rok. Czy ?małogłośny" przewodniczący posiada mandat (o autorytecie nie ma co wspominać) do przewodniczenia powiatowemu gremium? Odpowiedź jest niełatwa.
Popadam w infantylizm, mam tego świadomość, politycy zawiązują koalicje z kimkolwiek, byleby tylko nie dać się odpędzić od żłobu. Tu trzeba przywołać niesławnej pamięci alians PiS-u z Samoobroną. Pakty, niechby z diabłem, podpisuje się w sytuacji beznadziejnej, szczególnie wtedy, gdy polityków zdeptanych dystansują konkurenci młodsi i bardziej perspektywiczni. Uzasadnienie diabelskiego paktu przypomina budowę cepa, jest równie nieskomplikowane: może to już ostatni raz? Niektórzy na użytek publiczny, niejako dla zmylenia ciemnego ludu, trąbią o pokorze i szacunku do wyborcy, a tak naprawdę uczestniczą w maskaradzie udając, że w ich postawie nie ma obciachu. Wstyd? Jaki wstyd? W polityce wstydu tyle, co kot napłakał.
Nie popadajmy w defetyzm. A nuż ?małogłośny" pokaże klasę i wyzwoli drzemiący w nim dynamizm? Przydałaby się też niezawisłość, a jeżeli byłoby to nie do udźwignięcia - zwykła przyzwoitość.

 

CDN