j.horezgaSkąd zło? Nie wiem. Ale wiem, że na zło można się przygotować. I nie powiem, żebym sam był gotowy.

 

 

Golgota Kresowa

(wg Zofii Kossak-Szczuckiej)

(z cyklu "Dygresje na kłączach")

 

     Chrześcijanin. Katolik. Wiara. Bóg. Chrystus. Ateizm. Bolszewizm. Golgota. Ukrzyżowanie. Zmartwychwstanie. Kilka niby prostych słów. A jednak każde z nich wywołuje w nas emocje. Wzruszenia. Czasami agresję. Bywa, że i nienawiść. Niektórych składnia do refleksji i poszukiwań. Te zaś mogą stać się przyczynkiem do kolejnych uniesień, do ataków, do uzewnętrznień. Jest czy Go nie ma? Jest dobry? Dlaczego dopuszcza do zła, skoro ponoć jest samą dobrocią? Czym jest ta wiara? Jaka jest istota Chrześcijaństwa? Po co jest ksiądz? A po co ma samochód? I "Skąd zło?" (jak po wielokroć pyta autor niesamowitej książeczki "Filozofia z przyległościami" - Wojciech Czaplewski). Jak wiara wyglądała kiedyś? Jaka jest teraz? W Kogo wierzy Wierzący i w co nie wierzy Bolszewik? Czy można być wierzącym, ale wątpiącym? Czy dogmatyzacja kościelnej wiary musi oznaczać bezkrytyczne przyjęcie prawd katechetycznych? Pytamy, myślimy, kłócimy się. Emocje niosą. Czasami niosą za daleko...


     Oto nastał czas Świąt Wielkiej Nocy. Czas, w którym półki w sklepach uginają się pod ciężarem czekoladowych jajeczek i kurczaczków. Czas kolorów wiosny i nowego życia. Radujmy się! - "krzyczą" niektóre reklamy, próbując zwabić klientów na uświęcone mocą tradycji hasła. No i radujemy się, w syzyfowej pielgrzymce pchając rok po roku przed siebie ciężar wózka wyładowanego tym wszystkim, bez czego celebrowanie świąt wydaje się nam niemożliwe w chwilach wędrówek pasażami dyskontów i marketów. I nie ma się co dziwić, że zacny w piórze Adam Boberski pochyla się czasami nad wyraźnym rozdźwiękiem pomiędzy tym, co zostało napisane i przykazane, a tym, jakim przełożenie religijnych nauk na zachowania, jawi się w jego umyśle.


     Aleć przecież, panie Adamie! Czas radości poprzedza czas oczekiwania. Czas zadumy. Czas misterium Drogi Krzyżowej. To dobry czas ku temu, aby przypomnieć tak samo Panu, jak i sobie, że istota Chrześcijaństwa, istota Kościoła Katolickiego, istota Wiary i naszej religii, istota tradycji, ukryta jest w misterium Męki Pańskiej. W filozofii cierpienia. W symbolu baranka, który został ofiarowany. Który cierpiał, który oddał swoje życie, który ostatecznie powrócił z martwych. I ja tak sobie myślę (czasami ponoć mi się zdarza), że błędem jest trywializowanie tej prawdy, tej filozofii cierpienia, tej fizycznie bardzo dotkliwej emanacji zła do słów "cierpienie uszlachetnia". Myślę, że sensem tej filozofii jest przygotowanie ludzi na to, że świat jest taki a nie inny i że cierpienia i ból są nieodłączną częścią naszej egzystencji.


     Skąd zło? Nie wiem. Ale wiem, że na zło można się przygotować. I nie powiem, żebym sam był gotowy. Nie powiem też, żebym widział wokół siebie zastępy bliźnich gotowych ze śpiewem na ustach iść w paszcze lwów. Ale wiem (dziś to zrozumiałem), czym Wiara była jeszcze niecałe sto lat temu dla naszych przodków. Zrozumiałem, dlaczego dla tak wielu rodaków słowa Polak i Katolik są prawie synonimami. I oczywiście, pomogła mi w tym literatura. Boć przecież zapewne tak samo zdeterminowała ona Pana życie, jak i moje. Zapewne inna w formie i jakości była ta, jakiej Pan doświadczyłeś od tej, jaką ja się (zrządzeniem niewątpliwie dla mnie Boskim), param od dawien dawna.


     Ale nie czas na spór o literackie pryncypia. Czas wypowiedzieć to, co mi od kilkunastu godzin w duszy się kołacze żarliwym płomieniem wiary. Wiary w to, że kiedyś ludzie naprawdę Wierzyli. I nadto umieli swą Wiarę wcielić w życie. A następnie w słowa. A że tymi nie posługuję się tak zręcznie, jak Pan to czynisz, posłużę się adekwatnym do okoliczności fragment książki, która wywarła na mnie tak niesamowite wrażenie. I wierzę też, że Autorka się nie pogniewa. Spojrzy tam, z wysoka na tych kilka łez, którymi skropiłem dziś ostatnie dwadzieścia stronic jej wspomnień z czasów "Pożogi". Z czasów, kiedy Odwaga i Dobroć byłaby niczym bez ?rzeczy trzeciej. Najwyżej stojącej. Kościoła"...

 

"Z równą prawie zaciętością jak wiarę i przedstawicieli jej ? bolszewizm prześladował i tępił te nieliczne jednostki inteligencji wiejskiej, które pozostawały na wsi. [...] Zbrodnią jednak, która najszerszym echem odezwała się po całym Wołyniu, było morderstwo na zamku w Młynowie, którego ofiarą padła stara hrabina Chodkiewiczowa i jej córka. Obie te wnuczki hetmańskie należały do typów niezwykłych i imię ich każdy wymawiał ze czcią. [...] Z łagodnym ale nieugięty męstwem przebyły Kiereńszczyznę, rządy Rady Małej, Petrulowców. Toteż nic dziwnego, że te dwie kobiety, kochane przez chłopów i służbę, mieszkające jak niegdyś w wysokim swym zamku musiały stać się przedmiotem nienawiści ze strony bolszewików. [...] Losy musiały się spełnić, więc [...] żaden duch nie stanął im ku obronie. [...] zaczęło się ich wielogodzinne męczeństwo. Nie było tortury, bólu, którego by im oszczędzono. Skonały jak święte, przebaczając wrogom i z Boga imieniem na ustach (wszystkie te szczegóły opowiadane były przez oprawców). Gdy dwa dni później bolszewicy wyszli, zebrano krwawe szczątki ze czcią, jak relikwie.
Ludzie krótkiego wzroku, małej wiary, mówią w takich razach: ?Gdzież jest Bóg i sprawiedliwość, skoro t a k i e jednostki w t a k i sposób giną". A któż mniej zasługiwał na mękę, jak Chrystus!? Idea Baranka Niewinnego jest jak świat stara i światu niezbędna. Wielkiej zasługi trzeba, aby być wybranym do godnego owej idei męczeństwa. Któż zdoła określić, ilu ludzi z ofiar czerezwyczajek zginęło jako po prostu ofiary mordu, a ilu jako męczennicy i święci? Kto miał dosyć siły, by zgłuszyć w sobie strach, wstręt i nienawiść, w ostatecznej chwili przebaczyć wrogom, przyjąć straszną mękę jako wolę nieba i ofiarować ją Bogu? Niewątpliwie dusze one, które do tego czynu były zdolne oczyściły się przezeń ze wszelkiej ludzkiej słabości, przepaliły co tylko było w nich ziemskiego i uleciały niby duchy jasne. A dziś, gdy tyle zła wkoło na ziemi, trzeba bardzo, aby z niej uleciał taki rój duchów świetlistych i na Bożej szali zrównoważył ciężar ziemskich win i zbrodni".

 

Amen

 

Zofia Kossak-Szczucka "Pożoga" (pierwsze wydanie 1922 rok)