eugenia mogilnicka2Wspomnienie. Eugenia Mogilnicka zd. Mroczkiewiczówna (1904-1964)

Pragnę parę ciepłych, serdecznych słów poświęcić pamięci mojej teściowej ? najlepszej z matek, Eugenii Mogilnickiej.

 

Skłaniają mnie ku temu dwie okrągłe, wymowne daty związane z Osobą teściowej. 10 września 2004r. minęła setna rocznica Jej urodzin, zaś 18 października 2004r. ? czterdziesta rocznica Jej nieodżałowanej śmierci.
Żyła tylko 60 lat, ale życie przeżyła pięknie, pracowicie, nigdy nie myśląc o sobie, lecz o innych. Może dlatego tak szybko wypaliła się w Niej energia życiowa, odporność na ciosy, których Jej życie nie szczędziło.
Urodziła się 10 września 1904 roku w Kołomyi. W domu było pięcioro dzieci. Poza Eugenią były siostry Helena i Jadwiga oraz bracia Zygmunt i Wacław.
Myślę, że od zawsze miała zadatki do wykonywania zawodu pedagoga. Zwyczajnie była cudownym, wrażliwym człowiekiem, uczulonym na krzywdę, niesprawiedliwość, draństwo.
Dlatego też zgodnie z powołaniem ukończyła seminarium nauczycielskie i z dniem 1 września 1925 roku podjęła pierwszą pracę w Lackiem Szlacheckim. W rodzinnym archiwum zachowały się wszystkie nominacje nauczycielskie, bo był wówczas zwyczaj przenoszenia młodego nauczyciela do nowego środowiska. I tak 1 września 1926 roku trafiła do szkoły w Tarnowicy Polnej, 1.09.1927r. w Woronie, 1.01.1928r. w Rosochaczu, a od 1 marca 1930 roku w Kułaczkowcach, gdzie pracowała do wybuchu wojny.
Rok 1930 przyniósł wiele nowego, moja teściowa bowiem wyszła za mąż za Emila Adama Mogilnickiego, też nauczyciela, starszego od Niej o rok. Oboje pracowali zawodowo jako nauczyciele i stworzyli cudowny, gościnny dom, do którego na święta i wakacje ciągnęła cała rodzina nawet z odległych stron, np. z Warszawy. Przychodzą na świat dzieci małżonków: najpierw pierworodny Jerzy Stanisław, potem Janusz Adam i córka Jadwiga. Zamieszkiwali w Gwoźdźcu, przenosząc się tuż przed wybuchem wojny do Kołomyi, gdzie mieszkali przy ul. Sienkiewicza 54. Odbyliśmy w 1998 roku sentymentalną podróż na Kresy i stwierdziliśmy, że na miejscu ich rodzinnego domu stoi kawiarnia z zapleczem. Zachowały się tylko fragmenty metalowego ogrodzenia, tego z lat trzydziestych ubiegłego stulecia.
To szczęście rodzinne trwało jednak krótko, do wybuchu wojny. Teść zaczął pracować w konspiracji, a jesienią 1942 roku został aresztowany w grupie 93 nauczycieli i osadzony w więzieniu w Kołomyi. Teściowa odejmuje sobie i dzieciom od ust, przemycając paczki z żywnością i odzieżą do więzienia. Teść się wzbraniał przed tą pomocą, znając realia życia rodziny, którą pozostawił z trójką małych dzieci. Jesteśmy w posiadaniu kilkudziesięciu grypsów z więzienia od Emila Mogilnickiego, przepojonych miłością do żony, dzieci, powtarzającego z uporem, że jeszcze trochę i do nich wróci. Niestety, nigdy nie powrócił do najbliższych. Na początku 1943 roku został przewieziony do obozu na Majdanku, a w marcu tego roku już nie żył.

 

eugenia mroczkiewiczowna

 

Teściowa rozpaczała, ale nie załamała rąk. Zastępowała dzieciom ojca. Nie mając stałej pracy podczas wojny, ciężko pracowała w ogromnym ogrodzie warzywnym, który był koło domu. Ów ogród był żywicielem rodziny przez trudne wojenne lata.
Po zakończeniu wojny teściowa z dziećmi, jak większość rodaków, była zmuszona do wyjazdu do Polski w nowych jej granicach, pozostawiając w Kołomyi dorobek życia. Wyjeżdża z trójką dzieci i starą matką, Adelą Mroczkiewicz. Transport docelowo trafił do Głubczyc. Jesienią 1945 roku podjęła pracę jako nauczycielka matematyki, prowadząc jednocześnie stołówkę nauczycielską na kolejnym etacie. I tak było do końca Jej dni: praca na dwóch etatach, a trzecim był dom. Musiała dzieciom zapewnić byt. Przez moment nie pomyślała o sobie, a przecież była ładną i ciepłą kobietą. Dzieci doroślały, a teściowa myślała o studiach dla nich. Przeniosła się do Brzegu, by dzieci mogły studiować na uczelniach Wrocławia. Podjęła pracę w Szkole Podstawowej nr 1, udzielając również prywatnych lekcji po godzinach pracy w szkole. Była wymagającym, ale świetnym, sprawiedliwym nauczycielem lubianym przez młodzież. Do dzisiaj odbieramy dowody uznania dla pracy i postawy życiowej Eugenii Mogilnickiej. Żyje wielu Jej uczniów, którzy nie zapomnieli swej nauczycielki.
Przez półtora roku zmagała się ze straszną chorobą nowotworową, nie tracąc wiary i ducha, nie skarżąc się, mimo straszliwego bólu i cierpienia.
Mama Eugenia była głęboko wierzącą osobą. Wiara pomagała Jej w dźwiganiu krzyża, który Opatrzność na Nią zesłała. Uważała, że takie jest Jej przeznaczenie. Nie było buntu, rozpaczy. Powtarzała, że w życiu zrobiła swoje, najlepiej jak umiała wychowała dzieci, a wychowała je wspaniale, w poszanowaniu obowiązku, pracy, uczciwości, przyzwoitości.
Ogromnie cieszyła się trzema wnuczkami, które przyszły na świat za Jej życia: Elżbietą, Emanuelą i Krystyną. Była nie tylko nadzwyczajną Matką, ale także kochającą Babcią.
Odeszła cichutko, bez słowa skargi 18 października 1964 roku. Ale Jej śmierć została zauważona w mieście. Pogrzeb Jej był małą manifestacją mimo deszczowej i złej pogody. Odszedł bowiem człowiek prawy, szlachetny, skłonny do niesienia pomocy innym, i wielu tę pomoc odebrało.
Non omnis moriar ? łacińska sentencja jest niezwykle aktualna. Nie wszystek człowiek umiera, skoro pamięć o Nim ? mimo upływu lat ? jest ciągle żywa, bliska naszym sercom, skoro pamięta Ją tylu obcych, życzliwych ludzi. Na to godnie zapracowała pięknym, bogatym życiem.

 

Zofia Mogilnicka